sobota, 25 stycznia 2014

You can't run away forever, one day, you'll have to face your demons.

I przysięgłaby, że to właśnie matka trzyma ją teraz w ramionach. Ale przecież jej mama nie żyła.-Tak boleśnie uświadamiała sobie to każdego dnia.-Więc kto właśnie ocalił ją przed ośmieszeniem i na pewno bolesnym stłuczeniem. Chłopak. Chłopak, którego z pewnością nie znała, ale jego oczy miała pamiętać już zawsze.
-Dziękuję za ratunek-młoda Norweżka odezwała się pierwsza, jednocześnie uwalniając się z objęć nieznajomego.-To chyba z przegrzania. Możliwe żeby mózg mi się usmażył? Tak, to pewnie to.-uśmiechnęła się ciepło. 
Zazwyczaj tego nie robiła. Nie rozmawiała z chłopakami. Nie to żeby była nieśmiała. O nie. Te czasy miała już dawno za sobą. Po prostu zazwyczaj denerwowali ją wszyscy faceci. Od ojca zaczynając, kończąc na „kolegach” ze szkoły. Tym razem było inaczej. Sama nie wiedziała dlaczego. Nie znał jej. Nie wiedział ile pieniędzy ma na koncie, gdzie mieszka. Jeśli jej pomógł, to był w tym szczery. Tak dawno nikt nie zrobił dla niej nic bezinteresownego.
-Tak.-chłopak nieśmiało odpowiedział-To znaczy nie ma za co. Cieszę się, że jesteś cała.-uśmiechnął się i spuścił wzrok, co Clary wydało się strasznie urocze.
Stop! O czym ty myślisz!?-skarciła się w myślach-To facet, oni są źli. A teraz jeszcze raz ładnie podziękuj i już cię tu nie ma.
-Ja też.-spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu, pokazując jak bardzo jej się śpieszy-Już ta godzina? No pięknie! Rodzice mnie zabiją!-udała zdenerwowaną- Muszę pędzić do hotelu! Jeszcze raz dziękuję!-rzuciła i wybiegła na zewnątrz.
Geiger, bo jak zapewne się domyśliliście był to Karl, stał jeszcze chwilę wpatrując się w drzwi, w których przed chwilą zniknęła nieznajoma, której już nigdy nie zobaczy. Nawet nie spytał o imię, za co właśnie dawał sobie po głowie, w myślach oczywiście. Jak zwykle. Jeśli chodzi o dziewczyny, to pan Geiger może sobie pogratulować niezdarności. Mógł przecież nawiązać jakąś nową znajomość, tak naprawdę bardzo tego chciał. Te wakacje były dla niego męczarnią, kiedy musiał przebywać z Andreasem i Melody. Większość czasu spędzał jednak sam i chociaż dziękował za ten czas Bogu, to czuł się strasznie samotny. A teraz, kiedy nadarzyła się okazja by chociaż przez chwilę zamienić z kimś kilka słów, on jak zwykle stchórzył.-Brawo!-powiedział do samego siebie i ruszył w stronę swoich towarzyszy.
-A gdzie masz koleżankę, Geiger? Widzę, że bycie supermanem jednak nie popłaca.-Wellinger „miło” powitał kolegę z kadry.-No! Siadaj i już się tak nie załamuj. Może woli dziewczyny czy coś. Słyszałem, że dużo tu takich przyjeżdża.
Ten to jak zwykle potrafi pocieszyć-pomyślał Karl i zmusił się do uśmiechu.
-Oj przestań Andi. Karl nie potrzebuje pierwszej lepszej dziewczyny. Są na tym świecie o wiele lepsze. A na razie ma nas.-Melody starała się być delikatna, chociaż wiedziała, że to ona sprawia, że jej przyjaciel jest w takim stanie w jakim jest.-Siadaj!-posłała mu ciepły uśmiech i wskazała na krzesło obok siebie.
Karl nic nie odpowiedział. Zajął wskazane miejsce i po chwili usłyszał za sobą głos, który słyszał zaledwie kilka minut temu.
-Widzę, że lubisz oceniać ludzi, nie wiedząc o nich zupełnie nic. No cóż… Jesteś ładna. Wszystkiego mieć nie można.
Zaskoczony chłopak odwrócił się i zobaczył dziewczynę, którą uratował przed upadkiem. Stała za Melody i złośliwie się  uśmiechała. Cała trójka wpatrywała się w nią zaskoczonym wzrokiem
-Rodzice powiedzieli, że mogę jeszcze trochę zostać, ale będziesz musiał mnie odprowadzić. Powiedziałam, że nie będzie problemu.-uśmiechnęła się, tym razem słodko.-Jestem Clary!-wyciągnęła rękę do zupełnie zdezorientowanego całą sytuacją Wellingera, zupełnie ignorując dziewczynę, którą przed chwilą dosłownie wbiła w siedzenie.
-Andreas. Andi dla przyjaciół.-Niemiec niepewnie uścisnął dłoń dziewczyny. Był zszokowany nie tylko jej nagłym pojawieniem się i jakże miłym tekstem do jego dziewczyny, której chyba powinien teraz bronić, ale też głosem dziewczyny, który wydał się mu tak znajomy.
-Andi…. Andi…. Nieee. Niech będzie Andreas. O wiele lepiej brzmi. To co z tymi moimi lodami?-zwróciła się do Karla siadając mu na kolanach.
Skoczek był tak zaskoczony tym co się dzieje, że nie potrafił wykrztusić z siebie ani słowa. Już nawet nie chodziło o jego wrodzoną nieśmiałość. Ta dziewczyna po prostu go zaszokowała.
-Właściwie to jeszcze nie zamówiliśmy.-odezwała się w końcu Melody.
-To świetnie! Ja poproszę lody czekoladowe z polewą czekoladową.
-Świetnie! Dla mnie będzie to samo! Co dla was?-zapytał wesoło Wellinger, który już się pozbierał, chyba.
Jego ukochana i przyjaciel odpowiedzieli niemal jednocześnie.
-Woda.

Wieczór mijał w dość przyjemnej, chociaż nieco dziwnej atmosferze. Melody, która siedziała już wtulona w swojego chłopaka, co jakiś czas spoglądała na Karla i Clary, którzy przeszli na temat skoków. No tak. Co robi Geiger jak jest zestresowany? Mówi o tym, na czym zna się najlepiej. Skoki. Zawsze tak było. Jak się okazało, dziewczyna nic nie wiedziała o tym sporcie i Karl właśnie tłumaczył jej o co chodzi z punktami za wiatr, chociaż Melody podejrzewała, że nawet Karl nie do końca to rozumie. Jego towarzyszka śmiała się, bo nie potrafiła tego wszystkiego pojąć.-A to podobno ja jestem głupia.-Pomyślała brunetka. Jeszcze raz obdarzyła nową koleżankę gardzącym spojrzeniem. 

Po jakimś czasie razem z Andreasem stwierdzili, że pora się zbierać. Pożegnali się z Karlem i Clary, którą zapewnili, że miło było im ją poznać i rozstali się z nimi tuż przy wyjściu.

Karl i Clary zostali sami. Szli kamienistą drogą wzdłuż plaży. Szum morza kojącą wpływał na nich obojga. Karl nie wiedział jak ma się zachować, nie rozumiał całej tej sytuacji. Dlaczego wróciła? Po co? Chciał ją o to zapytać, jednak jak zwykle nie miał odwagi. Ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w swoje buty, co jakiś czas spoglądając na swoją towarzyszkę. Dziewczyna chyba zauważyła, że nad czymś się zastanawia, bo momentalnie stanęła. Skoczek zauważył to dopiero po chwili i również się zatrzymał. Odwrócił się. Clary wpatrywała się w niego z rozbawieniem.
-Nic nie rozumiesz. Prawda? Zastanawiasz się jak i po co wróciłam.
Nic nie odpowiedział. Tym razem to on wpatrywał się w nią. Właśnie o to mu chodziło, ale on jest Karlem Geigerem, on się przecież nie odezwie.
-To proste. Usłyszałam co powiedział Andreas. Nie było to zbyt miłe. Zgaduję, że zawsze taki jest.
Chłopak pokiwał głową na potwierdzenie jej słów. Brunetka westchnęła.
-Chyba każdy Andreas taki jest. No cóż. W każdym razie chodzi mi o to, że nie mogłam pozwolić żeby cię tak traktował. Nienawidzę osób, które w pewien sposób się wywyższają. Trzeba było go zamknąć i tak sobie myślę, że nam się udało.
-Tak, myślę że tak.-Geiger, w końcu się odezwałeś. No brawo.
-Ha! Dopiero się poznaliśmy, a już taki dobry z nas team.-chwilę się zastanowiła-Chociaż w sumie to się jeszcze nie poznaliśmy!
Niemiec spojrzał na nią pytająco.
-Clary Solberg.-wyciągnęła do niego rękę.
Ciągle zdezorientowany skoczek ścisnął jej dłoń.
-Karl Geiger.-posłał jej najsłodszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziała. Odpowiedziała tym samym.
Po tej, jednak dziwnej, scenie postanowili kontynuować swoją drogę do hotelu, w którym jak się okazało oboje mieszkali. 
Po dłuższej ciszy to Karl postanowił się odezwać. Tak, dobrze widzicie, ten nasz nieśmiały Geiger.
-Zawsze taka jesteś? No wiesz. Pakujesz się obcym ludziom do stolika i zachowujesz się jak ich stara znajoma?
-Ja!? No co ty! Nigdy w życiu nie przydarzyło mi się coś takiego. Ale stwierdziłam, że i tak was już nigdy nie spotkam, to co mi szkodzi utrzeć komuś nosa. I jeśli cię tym jakoś uraziłam, to przepraszam.-spojrzała na chłopaka. Teraz to on był rozbawiony.
-Myślę, że jakoś szczególnie na tym nie ucierpiałem. Poza tym, jak już powiedziałaś, nigdy więcej już się nie zobaczymy. Więc co za różnica?
-Stop. Powiedziałam, że wtedy tak pomyślałam!
-W takim razie co myślisz teraz?-spytał z nadzieją w głosie, bo naprawdę nie chciał kolejnych dziesięciu dni spędzać samotnie, załamując się nad tym jaki jest beznadziejny.
-Myślę, że powinnam zobaczyć cię jeszcze raz. Jesteś bardzo zagadkowym człowiekiem.
-Ja?-zdziwił się-Ja jestem bardzo nudnym człowiekiem. W sumie, to wiesz już pewnie o mnie wszystko.
-A jednak jest coś, co nie daje mi spokoju.
-Poważnie? Pytaj, ale ostrzegam, że jeśli chcesz numer telefonu do Wellingera, to on raczej nie będzie zainteresowany. Wiesz, ma dziewczynę.
-Pewnie mi nie uwierzysz, ale nie jestem zainteresowana.-powiedziała znudzonym tonem.-Chodzi o tą dziewczynę.
Geiger wyraźnie się zdenerwował. Co ona mogła chcieć od Melody? Był już gotowy jej bronić, kiedy Clary zapytała.
-Czy ona wie, że jesteś w niej zakochany po uszy?
Karla wryło. Nie wiedział co powiedzieć, ale nie mógł pokazać, że to co przed chwilą powiedziała jego nowa znajoma było prawdą.
-Nie. To znaczy to nie jest prawdą. Nie kocham jej. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.-odpowiedział niepewnie, nie patrząc na dziewczynę.
-I widzisz, dowiedziałam się o tobie czegoś nowego. Nie potrafisz kłamać. Może do jutra wymyślisz coś lepszego. Albo się przyznasz, ale nie postawiłabym na tą opcję ani grosza.
Clary podeszła do drzwi hotelowych, które rozsunęły się przed nią.
-Dobranoc, Geiger.-powiedziała, po czym zniknęła zostawiając zestresowanego i zdezorientowanego Karla samego.
Dziewczyna wsiadła do windy i wcisnęła guzik z numerem 13. Dalej rozbawiona była miną skoczka, która pojawiła się na jego dość dziecinnej twarzy. Clary nie wiedziała, że odegra on tak dużą role w jej życiu, że ta znajomość tak wiele zmieni.

Clary siedziała na krawężniku przemoczona do suchej nitki. Idealny makijaż już dawno spłynął z jej twarzy pozostawiając brzydkie smugi. Dziewczynie to wszystko było jednak obojętne, chciała jak najszybciej ujrzeć matkę, w jej ramionach znaleźć pocieszenie. Czekała na parkingu przed szkołą już dobrą godzinę, ale nadal nie było śladu ani czerwonego samochodu, ani jej mamy. Dookoła było ciemno i Clary trochę się bała. Jeszcze bardziej przeraziła się, kiedy przed sobą ujrzała wóz policyjny.

Piąta rano to na pewno nie jest pora, o której wstają ludzie podczas wakacji. Niestety Clary, która marzyła o tym by chociaż raz się wyspać, wyrwała się ze snu, w który był o wiele gorszy od wstawania wczesnym rankiem. Kolejna krótka noc, kolejny koszmar, który doprowadził ją do płaczu, gdy tylko się ocknęła. Wspomnienia. Wspomnienia, które co noc do niej wracały i nie dały jej zapomnieć o dniu, w którym jej mama odeszła na zawsze.
Dziewczyna podniosła się ze swojego wygodnego łóżka i odszukała kostium kąpielowy, po czym udała się do łazienki. Zmyła z twarzy resztki łez, umyła zęby i założyła  na siebie niebieski kostium. Splotła swoje bujne loki w dwa warkoczyki i wróciła do pokoju. Włożyła na siebie spodenki i wyszła z pokoju.

Basen na dachu był zawsze pusty o tak wczesnej porze. Clary od dziecka lubiła pływać. Kiedyś nawet trenowała, ale pewne problemy zdrowotne sprawiły, że musiała zrezygnować. I wtedy właśnie zaczęła przybierać na wadze. Tamte czasy miała jednak za sobą, a codzienna poranna wizyta na basenie była dla niej zbawieniem. Tu nie myślała o swojej przeszłość, o strasznej teraźniejszości. Była tylko ona i woda. Nic więcej się nie liczyło.
Tak miało być i tym razem. Poranek jak każdy inny. Jednak Clary szybko się przekonała, że ktoś zakłuci jej codzienny rytuał.
Siedział na brzegu basenu, tak że mógł z pewnością zauważyć, że nie jest sam. Jednak nawet się nie zorientował, że jest obserwowany. Nieobecnym wzrokiem patrzył w wodę, której błękit był taki sam jak ten, który miały jego tęczówki. Słońce, które dopiero niedawno wzbiło się na niebo, delikatnie rozjaśniało jego włosy i sprawiało, że były one koloru blond. Clary, teraz jeszcze lepiej niż wczoraj, widziała w tej twarzy coś znajomego. Nie musiała długo się zastanawiać, bo było już dla niej oczywiste kogo spotkała na tych wakacjach.
Uświadamiając sobie wszystko to, co się właśnie dzieje nie zauważyła, że chłopak wie już o jej obecności.
-Witam rannego ptaszka! Piękny mamy dziś dzień! Prawda?
Tak dobrze znane jej niebieskie, roześmiane oczy właśnie dokładnie się je przyglądały. Jedno spojrzenie i już wiedziała, że to on. 
Przełknęła ślinę i odpowiedziała.
-Witaj, Andreas. 

****

Nie skomentuje tego. Przepraszam, że nie umiem pisać.

czwartek, 9 stycznia 2014

Kill me but don't make me love you.

Dwa tygodnie w Hiszpanii. Słońce, plaża, morze. Długie spacery o zachodzie słońca, szalone imprezy i zupełna anonimowość. Czego chcieć więcej? Każda normalna osoba byłaby zachwycona, a skoczek narciarski, którego życie to treningi, zawody i jeszcze więcej treningów, tym bardziej. Otóż wyobraźcie sobie, że Karl Geiger nie był w siódmym niebie. Dlaczego? Był tam przecież ze swoim kumplem, Andreasem. Andreasem i jego dziewczyną. Dziewczyną, w której biedny Karl kochał się od kilku lat i której, chociaż chciał, nie potrafił znienawidzić. Nie mógł jej też winić za to jak się potoczyła ich historia. Historia? Żadnej historii nie było, bo on stchórzył. Nie raz, on tchórzył wiele razy. To była tylko jego wina. Skąd ona mogła wiedzieć o jego uczuciach, jeśli próbował je ukryć przed samym sobą. Tym bardziej nie była to wina Wellingera. Karl nigdy z nie rozmawiał z nim o Melody. Wstydził się, że jest tak nieudolny i myślał, że w oczach młodszego kolegi wyjdzie na ofiarę losu. Tak, winny był tylko jeden i Karl wiedział to doskonale. A jeśli ktoś jest winny to spotyka go kara.

Leżeli na piasku, ciesząc się swoją obecnością. Ciepłe promienie zachodzącego słońca padały na ich roześmiane twarze. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Nie planowali przyszłości, bo nie wiedzieli jak daleko mogą sięgać ich plany. Musieli cieszyć się tym co tu i teraz. I tak było. Starali się nie myśleć o nieuchronnym. Jej wychodziło to bardzo dobrze, jemu trochę gorzej. Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał w morze, tak spokojne i kojące wszystkie zmysły. Zamknął oczy.

-Nie chce cię stracić. Nie mogę.-powiedział cicho, a po jego twarzy spłynęła pojedyncza łza.

Wellinger nie był mięczakiem, a przynajmniej na takiego nie wyglądał. Nie lubił okazywać uczuć. Nie dbał też uczucia innych, zranił wiele osób i nawet jedną szczególnie, to nie zdawał sobie z tego sprawy. To zmieniło się, kiedy poznał Melody. Ona go zmieniła. Z zadufanego, zapatrzonego w siebie chłopaka stał się dojrzałym, współczującym mężczyzną. Kochał ją najbardziej w świecie i wiedział, że nikogo nie będzie w stanie tak pokochać. Nigdy.

-Nigdy mnie nie stracisz. Zawsze będę. Tutaj.-chłopak poczuł jak jej ręce oplatają jego klatkę, a jedna dłoń zatrzymuje się w okolicy serca.
-Ale….-chciał coś odpowiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle.
-Proszę cię. Nie tu. Nie teraz. Żyjmy tą chwilą.-dziewczyna przymknęła oczy i oparła głowę na jego ramieniu.

Nie powinna mu mówić. Tak jak nie powiedziała Karlowi. Ale przecież wiedziała, że tym zraniłaby go jeszcze bardziej. Prędzej czy później by się dowiedział, a wolała żeby to usłyszał od niej. A Geiger? Jej Karli nie mógł się dowiedzieć. Był samotny, wiedziała o tym. Między nimi nie było już tak jak kiedyś.  Nie chciała mu dostarczać większego cierpienia. Wystarczyło jak obserwowała jego codzienną walkę z uczuciem do niej. I to bolało. Bolało, bo wiedziała, że to jej wina, a ona nic nie może na to poradzić. Cieszyła się, że chociaż jednej osobie będzie lepiej jeśli zniknie z tego świata…

-Chciałbym żeby ta chwila trwała wiecznie.-chłopak wyrwał ją z zamyślenia.
-Przepraszam-wyszeptała tak cicho, że nie mógł jej usłyszeć, po czym złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Ona też chciała zatrzymać tą chwilę na zawsze.

Clary Solberg kochała wakacje. Mogła odpocząć od zimnej Norwegii, szkoły i co najważniejsze od ojca, nowej mamuśki i idealnego brata. Od śmierci matki czuła się taka samotna. Jej ojciec nigdy nie okazywał jej uczuć, nie interesował się nią, więc kiedy musiała zamieszkać z nim i jego szczęśliwą rodzinką, jej świat się zawalił. W wielkim domu samotność jeszcze bardziej ją przytłaczała.  Oczywiście, miała masę znajomych, każdy chciał się z nią przyjaźnić. Ale czy ci ludzie byli szczerzy? Była pewna, że nie. Chcieli jej towarzystwa, bo miała kasę, masę kasy.. Nic więcej. Dlatego nie ufała nikomu. Nie miała bliskich przyjaciół, nie miała z kim porozmawiać, mogła zwierzyć się tylko swojemu misiowi, którego dostała od mamy na dziesiąte urodziły. Tęskniła. Tak cholernie tęskniła. Za mamą, za ich niewielkim mieszkaniem w Berlinie, za wspólnym oglądaniem skoków. To wszystko było przeszłością. Nie była już roześmianą czternastolatką, tylko dorosłą dziewczyną zagubioną w swoim „idealnym” świecie. Od tego feralnego dnia nie oglądała już skoków. Dlaczego? Za bardzo przypominały jej o tym, co utraciła bezpowrotnie. W hotelu, w którym się aktualnie znajdowała, chociaż przez miesiąc, czuła się jak w domu. Zdarzały się nawet chwile, w których nie myślała o tym wszystkim, co ją spotkało. Mogła tu robić co  chciała, nie musiała dbać żeby czegoś nie zniszczyć, a obsługa załatwiała jej zawsze to co chciała. Dlaczego? Clary nie była zwyczajnym gościem. Ten hotel należał do jej tatuśka. Tego samego, którego nienawidziła i którego usunęłaby ze swojego życia. Ale nie mogła. Wolą jej matki było żeby jej córka mieszkała z jej byłym mężem. Nie rozumiała tej decyzji, tak jak nie rozumiała jak jej rodzicielka mogła kochać kogoś takiego. Na szczęście teraz była wiele kilometrów od tego człowieka. Na tyle daleko by poczuć się wolna.

Tego dnia upał był nieznośny, więc Clary nie wychylała nosa z hotelu aż do wieczora. Po kolacji wróciła do pokoju i postanowiła przejść się po starówce. Tak, wieczorne spacery to było coś, co kochała. Pomimo, że słońce już praktycznie zaszło, na dworze cały czas było bardzo ciepło, więc włożyła tylko szorty, koszulkę, na nogi wsunęła ulubione trampki,  wrzuciła telefon i portfel do torebki, po czym zarzuciła ją na ramię. Wybiegła z hotelu wyjściem dla pracowników i już po kilku minutach znalazła się w malowniczej części hiszpańskiego miasta, które ona znała jak nikt. Lekki wiatr wiejący od morza sprawiał, że wieczór był naprawdę bardzo przyjemny . Szła wolnym krokiem wzdłuż kolorowych straganów, oglądając najróżniejsze rzeczy, czasem zamieniała kilka słów ze sprzedawcami. Po jakimś czasie znalazła się w miejscu, w którym roiło się od restauracji i  kafejek, a że miała zwyczaj każdego wieczora odwiedzać inną, weszła do jednej z nich. Usiadła na wygodnej kanapie w rogu i zaczęła zapoznawać się z menu. Zamówiła swoje ulubiony lody czekoladowe i rozglądała się dookoła, sprawdzając czy w pobliżu nie ma jakiś okropnych, do przesady słodkich i nienaturalnie szczęśliwych par. Zakochani to była jedna z rzeczy, które ją denerwowały. Na widok całujących się ludzi miała ochotę zwymiotować. Tak naprawdę odrzucała ją miłość, która kryła się za tymi wszystkimi gestami. Miłość? Miłości nie ma. Przynajmniej dla niej. Były tylko dwie osoby, które w życiu kochała. Jedna nie żyje, a o drugiej nie słyszała już od kilku lat i było jej z tym dobrze, ponieważ wiązały się z nią same złe wspomnienia. Zapomniała czym jest miłość. I przysięgła sobie, że nigdy już jej do siebie nie dopuści. Miłość to słabość, a ona nie mogła sobie na nią pozwolić. Czysto-pomyślała. A w momencie, gdy to pomyślała, w drzwiach ujrzała bardzo ładną dziewczynę, która szła za rękę z nieziemsko przystojnym chłopakiem. Wydał on się jej znajomy, ale nie miała czasu się zastanowić skąd może go znać, bo chciała najszybciej wydostać się z tego miejsca. Pośpiesznie wyciągnęła z portfela pieniądze, położyła je na stole i nie czekając na lody, na które naprawdę miała wielką ochotę, szybkim krokiem, żeby nie powiedzieć biegiem, udała się do wyjścia. Jej pośpiech jak zwykle okazał się zgubny. Po zaledwie kilku metrach zahaczyła o czyjąś nogę i już leciała na spotkanie z podłogą, gdy czyjeś silne ręce złapały ją, ratując przed tym niewątpliwie nieprzyjemnym spotkaniem. Trochę oszołomiona spojrzała w górę i napotkała oczy. Oczy łagodne i przepełnione troską.  Tak samo patrzyła na nią tylko jedna osoba. Jej mama.




****

Heia! Jestem zła. Nie umiem pisać. Wymyślam same głupoty. To miało być dwa razy dłuższe, a wyszło jak zawsze. Dupa, dupa, dupa. Miał być Karl. Nie ma Karla? Gdzie jest Karl? Na pewno nie w tym rozdziale! Idę się ciąć mydłem! W sumie mydło się przyda na wyjazd do Zako.... No to nie idę. Ale strasznie mi wstyd i przepraszam, że taką beznadzieje wam daje. No i to by było na tyle. Amman.


sobota, 4 stycznia 2014

Story of my life. Seriously.

Opowiem wam historię. Nie martwicie się, nie będzie długa. Obiecuję.

Chłopak i dziewczyna. On jest dla niej jak starszy brat, który obroni ją przed wszystkim. Ona jest jego oczkiem w głowie, jego lekiem na całe zło tego świata. Przyjaźnią się od wieków, znają jeszcze dłużej. Są nierozłączni, razem dzielą smutki i radości, porażki i sukcesy, mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji. Razem dorastają, wiedzą o sobie wszystko.  Zmieniają się oni i świat dookoła nich, ale nie ich przyjaźń. Ta jest wieczna. Nie są już dziećmi. On stał się mężczyzną. Ona staje się kobietą. I właśnie w tym momencie coś w ich przyjaźni też ulega zmianie. On przestaje patrzeć na nią jak na siostrzyczkę, widzi w niej dziewczynę swoich marzeń. Ona z początku nie wie, że coś się dzieje. On nie mówi nic, może boi się odrzucenia, może nie chce niszczyć ich przyjaźni. Męczy się z tym ponad rok. W końcu spełnia się jego marzenie i po latach treningów, po nieskończonej liczbie godzin spędzonych na skoczni, dostaje powołanie do kadry narodowej. Wyjeżdża, poświęca się swojej drugiej największej miłości. Czy zapomina? Nie. Pisze, dzwoni, spotyka się z nią, kiedy tylko może. Mija kolejny rok. Ona, już osiemnastoletnia dziewczyna, zaczyna domyślać się, że ich relacja zmieniła się na dobre. On po dość udanym sezonie w pucharze świata, właśnie przygotowuje się do powrotu do rywalizacji. Nowy sezon ma się rozpocząć za kilka dni. W Niemczech, w ich kraju. Przyjeżdża. Chce mu powiedzieć, że go kocha. Kocha go tak, jak on już od dawna kocha ją. To ma być niespodzianka. Spotyka go przypadkowo, w drodze na skocznie. On cieszy się jak małe dziecko, gdy ją tylko dostrzega. Tęsknił. Tak bardzo tęsknił. Ściska ją tak mocno, że brakuje jej tchu. To jest ten moment. Nie chce czekać dłużej. Nie wie, że ona chce mu powiedzieć to samo. Patrzy na nią, jest taka niewinna, taka piękna. „Nie przedstawisz mnie koleżance?”-słyszy za plecami i czuje lekkie uderzenie w ramię. Śmieje się, chyba nerwowo, przeszkodził im. „Melody, poznaj Andreasa Wellingera. Bożyszcze nastolatek i kolejne genialne dziecko skoków.” Ona kieruje swoje anielskie spojrzenie na nowo poznanego chłopaka. To jest ten moment. Moment, w którym on traci ją na zawsze.

The end.

Mówiłem, że nie będzie długa?
Zapytacie, skąd  znam tę historię? Bo to ja jestem tym, który ją stracił.


Nazywam się Karl Geiger i właśnie znowu się nad sobą użalam.