sobota, 22 marca 2014

True is always better. Even if it hurts.

Witam, witam i o zdrowie pytam! Siedziałam, skrobałam i coś tam naskrobałam. Wyszedł mi rozdział najdłuższy ze wszystkich, ale wciąż za krótki. Staram się pisać jak najdłużej i mam nadzieję, że może pod koniec coś z tego będzie. A teraz musicie się zadowolić tym co jest (jeśli ktoś to wgl czyta). I przepraszam za różnego rodzaju błędy. Wiem, że dysleksja to głupia wymówka, ale to naprawdę przeszkadza w pisaniu.

Enjoy !

Samotność to coś, na co Andreas nigdy nie mógł narzekać. Już od małego miał masę przyjaciół. Sam nie wiedział, co takiego w nim było, że przyciągał ludzi. Czasami myślał, że to jego wygląd. Wiedział doskonale, że wygląda lepiej niż przeciętny człowiek i głównie przez to miał tak wiele fanek, chociaż nie osiągnął jeszcze jakiegoś oszołamiającego sukcesu. Co prawda stał już na podium pucharu świata i to kilka razy, udało mu się nawet wygrać, zakończył sezon w pierwszej dziesiątce pucharu świata, a ten medal z Sochi nie był tylko pięknym snem. Wellinger wiedział jednak, że jeszcze wiele lat skakania przed nim i nie łudził się, że dziewczyny kochają go za jego umiejętności. Co innego rodzina i przyjaciele, którzy na każdym kroku okazywali mu wsparcie. Był bardzo szczęśliwy, że ma ich przy sobie i dziękował losowi, że są w jego życiu tak wspaniali ludzie.

Niestety nie wszyscy mieli takie szczęście. Niektórym samotność doskwierała od dawna. Pewną osobę nawet przytłaczała, ale osoba ta nie potrafiła nic na to poradzić. Po kilku spotkaniach z Clary Andreas myślał, że jest dziewczyną, która nigdy nie traci pewności siebie i nie okazuje słabości. Jakie musiało być jego zdziwienie, kiedy spotkał ją przypadkiem przy recepcji, w raczej opłakanym stanie. Miała opuchnięte od płaczu oczy, włosy spięte w bezładnego koka. Ubrana była w szare dresowe spodnie, białą koszulkę i klapki. I chociaż nie wyglądała zbyt dobrze, to właśnie sprawiło, że chłopak pomyślał, że może ta dziewczyna jest jednak normalnym człowiekiem. Chciał nawet podejść i zapytać jaki kataklizm sprawił, że wygląda jak ktoś zwyczajny i niegroźny. Niestety nie zdążył tego zrobić, bo wyprzedził go jakiś nieznajomy. Mężczyzna, na pewno po czterdziestce, wyższy od Andreasa o co najmniej głowę, o ciemnych oczach i jeszcze ciemniejszych włosach, wydawał się być raczej przyjaznym człowiekiem. Przynajmniej takie wrażenie wywarł na skoczku, który przygląda się scence, która się potem rozegrała.

-Clary!-mężczyzna uśmiechnął na widok dziewczyny, ale ta nie wydawała się być tak zachwycona jego widokiem.
-Eric…-odpowiedziała, patrząc na niego z pogardą i obrzydzeniem.
-Kochanie, jestem twoim ojcem. Proszę, nie mów do mnie po imieniu, bo mnie postarzasz.
Clary uśmiechnęła się słodko i przekrzywiła głowę.
-Oczywiście tatusiu, jak miło cię widzieć!
-No i widzisz? Potrafisz! Przyjechaliśmy z Anną i młodym wczoraj, chcieliśmy się przywitać, ale nigdzie cię nie było. No trudno. Dziś też jest dzień! Bardzo piękny dzień i dlatego zabieramy cię na jacht! Żal nie skorzystać z takiego słońca.
-Ty, ta kobieta i wasze dziecko z zaawansowanym ADHD? Jak słodko! Niestety chyba podziękuję.
-Nie, nie, nie. Nie ma mowy! Dziś spędzasz dzień z nami. Zobaczysz, będzie fajnie!
-Proszę, nie. Naprawdę nie mam nastroju. Nie zmuszaj mnie.
-Oj nie marudź, nie masz przecież nic innego do roboty. Nie będziesz tak marnować czasu. Jesteś wyjątkowo blada! Czy ty w ogóle wychodzisz na zewnątrz? Trochę słońca ci się przyda.
-Ale ja naprawdę nie mam czasu, ja właśnie…
-Ona właśnie na mnie czekała. Jesteśmy umówieni. Prawda, słońce?-nagle obok Clary pojawił się Wellinger i jak gdyby nigdy nic objął ją ramieniem i uśmiechał się do niej cały uroczo. Dziewczyna nie wiedziała co się dzieje, ale postanowiła ciągnąć tą dziwną scenkę dalej.
-Tak. Właśnie dlatego nie mogę spędzić tego jakże pięknego dnia z waszą trójką.
Ojciec Clary chyba poczuł się niezręcznie.
-A, no… dobrze. Rozumiem. To znaczy, byliście umówieni wcześniej. Byłoby nieładnie w stosunku do kolegi.
-Andreas, proszę pana. Bardzo mi miło.-wyciągnął do niego rękę, którą mężczyzna uścisnął.
-Mnie również, Andreasie.-przeniósł wzrok na Clary-No cóż. Wygląda na to, że będziemy musieli przełożyć to na jutro. Bawcie się dobrze, dzieci.-powiedział i odszedł, zostawiając ich samych.

Clary odprowadziła ojca wzrokiem, a kiedy zniknął z jej pola widzenia, zwróciła się do skoczka.
-Co to miało być!?-powiedziała podniesionym głosem, jednocześnie wyswobadzając się z dziwnego uścisku.-Czy tobie słońce do reszty wyżarło mózg!?
Skoczek wzruszył ramionami.
-Uratowałem cię przed nudnym dniem z rodzinką, a ty tak mi dziękujesz, słońce?-powiedział i puścił jej oczko.
Dziewczyna cudem powstrzymała się od wybuchu wściekłości i zabicia tego wkurzającego ją od zawsze człowieka. Kiedyś pewnie cieszyłaby się jak głupia z czegoś takiego, ale obecnie nie za bardzo chciała mieć do czynienia z tym „cudownym” dzieckiem.
-Ta. Jasne. Dzięki.-rzuciła oschle i skierowała się w stronę swojego pokoju z zamiarem okupowania łóżka przez cały boży dzień.

Właśnie patrzyła, jak zasuwają się drzwi do windy, kiedy czyjaś duża dłoń skutecznie uniemożliwiła im domknięcie się.
Andreas Wellinger stanął naprzeciwko niej.
-Nie zapomniałaś o czymś?-dziewczyna nie odpowiadała-Jesteśmy przecież umówieni!-powiedział z tryumfem w głosie. Clary nie wiedziała w co on właściwie z nią pogrywa, ale wiedziała jedno: ona nie ma zamiaru przegrać.
-Oczywiście, że nie!-uśmiechnęła się słodko-Słońce.-dodała i nacisnęła guzik, na którym widniał numer ostatniego piętra.

 U niektórych ludzi dzień nigdy nie wyglądał normalnie, a u innych wręcz przeciwnie. Melody i Karl już od kilku godzin świetnie się bawili. Czuli się tak, jakby znowu byli dziećmi,  cieszyli się każdą chwilą i nie zważali na reakcje ludzi, którzy byli obok. W kolejny upalny dzień, park wodny okazał się być świetnym pomysłem ratującym przed bezlitosnym słońcem. Po kilkugodzinnej zabawie i przejechaniu każdą zjeżdżalnią co najmniej dwadzieścia razy przyszła pora na powrót.
Mknęli właśnie jedną z krętych, biegnącą wśród malowniczych krajobrazów wybrzeża drogą, kiedy nagle Karl, bez żadnego wyjaśnienia, zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. Przez dłuższy czas nic nie mówił. Z zaciśniętymi ustami patrzył w kierownicę, jakby próbując coś na niej zobaczyć. W pewnym momencie wyrwał się tego dziwnego transu, spojrzała na towarzyszkę.
-Musimy porozmawiać.-rzucił i wysiadł z samochodu i zatrzasnął  za sobą drzwi.
Melody, nieco zszokowana zachowaniem przyjaciela, podążyła jego śladami. Karl stał oparty o drewnianą barierkę, miał zamknięte oczy, ale wiedział, że dziewczyna jest już obok niego. Znowu milczał, a ona zupełnie nie wiedziała co dzieje się z jej Karlim. Zszokował ją takim gwałtownym i bardzo zdecydowanym postępowaniem. W tym momencie zupełnie nie przypominał siebie, co ją trochę przerażało.
-Karl?-niepewnie położyła rękę na jego ramieniu, co sprawiło, że lekko zadrżał-Karli, co się dzieje?-powiedziała najłagodniej jak potrafiła, z nadzieją, że to zachęci go do jakichkolwiek wyjaśnień. Skoczek w końcu otworzył oczy i wpatrzony w rozległe morze, które miał przed sobą powiedział.
-Kocham cię, wiesz?
Melody się uśmiechnęła.
-Tak, wiem. Też cię kocham, głuptasie.
-Ale nie tak. Kochasz mnie jak starszego brata, którego nigdy nie miałaś. A ja? Ja kocham cię jak dziewczynę. Dziewczynę, z którą nie mogę być. Jesteś moim całym światem!
-Karl…
-Wiem, wiem co powiesz, ale proszę cię, nie rób tego. Clary powiedziała mi, że mam być sobą, ale ja nie potrafię być sobą. Już od dawna jestem kimś innym. Spójrz na mnie!-obrócił się tak, że stał naprzeciw niej-Czy ja kiedyś taki byłem? Cały czas smutny? Nieobecny? Nie. Kiedyś cały czas się śmiałem. Zmieniłem się. Nie jestem już sobą. Chciałbym, ale nie potrafię. Od kiedy jesteś z Andreasem, moje życie bardzo się zmieniło, ja się zmieniłem. Nie potrafię się śmiać, cieszyć z życia. Potrafiłem to robić tylko z tobą, a kiedy się ode mnie oddaliłaś to wszystko odeszło.
-Karl…
-Daj mi skończyć!-skoczek nie pozwolił jej dojść do słowa.
-Karl do cholery!-Melody krzyknęła, bo nie widziała innej możliwości przebicia się przez potok słów wypływający z chłopaka.-Ja umieram!-powiedziała już normalnym głosem, a po jej policzkach spłynęły łzy smutku i bezradności.-Nie wiadomo nawet ile mi zostało.
Karl był w szoku. Nie wiedział co powiedzieć, jak się zachować. Nagle jego życie straciło sens.
Dopiero po kilkunastu minutach zupełnego osłupienia wrócił do żywych.  Podszedł do samochodu, wyjął kluczyki i rzucił je Melody.
-Wracaj.-powiedział bez jakichkolwiek emocji w głosie.
Jego przyjaciółka spojrzała na niego zdezorientowana. Podniosła kluczyki, które wylądowały obok niej i bez słowa wsiadła do samochodu. Po chwili rozległ się ryk silnika i czarny pojazd ruszył w stronę kurortu. Geiger natomiast powolnym krokiem ruszył wzdłuż pobocza nie wiedząc co dokładnie robi i dokąd zmierza.

Po kilkugodzinnym marszu bez wody, chłopak poczuł zmęczenie i wielkie pragnienie,  co jakby wyrwało go z letargu. Stanął i rozejrzał się dookoła. Nie miał pojęcia gdzie jest i jak długo znajdował się w takim stanie. Na dworze było już ciemno, a w okolicy żadnego żywego ducha. Odruchowo sięgnął do kieszeni po telefon. Dziesięć nieodebranych połączeń od Melody … Zignorował ten komunikat i spojrzał na godzinę. Dochodziła pierwsza w nocy. Karl nie miał pojęcia jak do tego doszło i jakim cudem minęło aż tyle czasu. Wszedł w listę kontaktów i przewijał ją w górę i w dół. W końcu zatrzymał się przy jednym zdjęciu i dłuższą chwilę się mu przypatrywał. Stwierdził, że to jedyna osoba, do której może teraz zadzwonić. Jednak, zważając na porę, nasuwało się jedno pytanie: Czy jego świat się właśnie zawalił?

-Długo zamierzasz tak jeszcze leżeć?-zapytał znudzony Andreas Clary, która już od jakiejś godziny bez ruchu leżała na swoim ogromnym łóżku.
Wellinger był ciągle oszołomiony rozmiarami i wystrojem pokoju, w którym mieszkała dziewczyna. Był to luksusowy apartament, z ogromną garderobą, łazienką, barkiem, jacuzzi, tarasem i własnym wyjściem na dach. Chłopak skojarzył ten obrazek z jachtem, na który ojciec Clary chciał ją zabrać i doszedł do wniosku, że dziewczyna musiała być nieziemsko bogata. To potwierdziło jego teorię, że Norweżka nie mówi im, to znaczy Karlowi wszystkiego. Uznał to w pewnym sensie za tryumf, bo w końcu coś było z nią „nie tak”.
-Myślę, że cały dzień.-odezwała się w końcu Clary, przewracając się na boku i spoglądając sennym wzrokiem na swojego dzisiejszego chłopaka.-Czyżbyś się nudził?-zapytała.-Możesz już sobie iść, nie zatrzymuje.-zaproponowała mu.
-Wiesz, że nie? Zostanę. W końcu to nasz dzień.-powiedział  z przekąsem.
-Jak chcesz, słońce.-odpowiedziała brunetka i wróciła do swojej poprzedniej pozycji, a zaraz potem prawie znalazła się na podłodzę, bo Wellinger bez żadnych zahamowań  wpakował jej się do łóżka. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco, a on tylko się uśmiechnął, powiedział „dobranoc” i zamknął oczy. Clary odsunęła się od niego na bezpieczną odległość, ułożyła się wygodnie i po chwili była już w krainie Orfeusza. A Andreas? Też usnął.

A kiedy się obudził na dworze było już ciemno. Chciał wstać, ale nie mógł, bo pewna ciemnowłosa dziewczyna trzymała się kurczowo jego ręki i wyglądało na to, że nie zamierzała puścić. Odgarnął z jej twarzy kilka niesfornych włosów i przyglądał się jej dłuższą chwilę. Spokój jaki malował się na jej twarzy sprawił, że chłopak nie miał serca jej budzić. Niesamowite.-pomyślał-Jeszcze wczoraj na tej twarzy gościła mina zabójcy, a teraz była tak bezbronna. Westchnął cicho na znak, że jednak nie rozumie tego świata i powoli uwolnił swoją rękę z silnego uścisku i jaki najciszej potrafił wyszedł z pokoju, zostawiając śpiącą Clary samą.

środa, 12 marca 2014

Be here just for me.

Aloha, moi kochani! Zanim przejdziecie do czytania tych ckliwych wypocin, mam do was romans. Jeżeli czytacie, to proszę o komentarze. Wiem, że wam się nie chce ich pisać, mam tak samo, ale chce po prostu wiedzieć co sądzicie, czy ta moja pisanina ma sens.
Co poza tym? Kamil zmierza po kulę, kula jest fajna i mu nie ucieka.  I chociaż wielbię Petera niezmiennie od ponad czterech lat, to jednak co nasze to nasze. To piękne. Niestety piękne nie jest, że zaraz pożegnamy się z sezonem... Kiedy to zleciało? Dopiero odliczałam do pierwszego konkursu, a tu bum! i dwa weekendy do końca. Już się na to przygotowuję, chociaż wiem, że nic nie wypełni tej pustki. Za chwilę kolejny piękny, trochę nie zimowy sezon przejdzie do historii. Jak żyć? Oglądać F1 i odliczać do LGP.
To tyle mojego głupiego gadania. Zapraszam na rozdział!

no i te komentarze!


W gorącej i pięknej Hiszpanii dni mijały bardzo szybko. Karl nie wiedział, kiedy zleciało mu ponad pół wyjazdu. Przyjeżdżając tu myślał, że dni będą mu się niemiłosiernie ciągnąć i będzie tylko odliczać czas do końca. Niespodziewane wydarzenie sprawiło jednak, że te wakacje nie były takie złe jak przypuszczał. Pewna osoba sprawiła, że na chwilę chociaż zapomniał o wszystkim, co zaprzątało na co dzień jego głowę. Tą osobą była Clary. Geiger naprawdę doceniał to co dla niego robiła, chociaż nie do końca wierzył, że jej starania mogą mu jakkolwiek pomóc. Jednak bez względu na wszystko cieszył się, że ma przy sobie kogoś przy kim mógł czuć się swobodnie. Od kiedy Melody była z Andreasem miała dla Karla o wiele mniej czasu i chociaż wiedział, że zawsze może na nią liczyć, to zdawał sobie sprawę, że nie o wszystkim może jej powiedzieć. Z Clary było inaczej. Może nie znał jej długo, może nie wiedział o nie tyle, ile ona zdążyła przez te kilka dni dowiedzieć się o nim, ale czuł się przy niej tak, jakby odnalazł zaginioną siostrę. Dziwiło go to, że tak szybko udało się jej do niego zbliżyć. Zazwyczaj potrzebował dużo czasu żeby się przed kimś odkryć, pokazać prawdziwego siebie. Ta dziewczyna jakby podkopała się pod murem, którym był otoczony. Karlowi to jednak nie przeszkadzało. Po raz pierwszy od dawna czuł się dobrze i nie chciał wracać do tego, co nazywał swoim codziennym życiem.

Kiedy Karl namawiał Clary żeby poszła z nim na imprezę na plaży, dziewczyna wiedziała, że to jakieś podejrzane. Nie lubiła imprez. Pełno było na nich, niekoniecznie zakochanych, par obściskujących się bez opamiętania, którymi bardziej niż uczucia kierowały procenty. Uważała to za bardzo głupie i niedojrzałe. Gdy skoczek o tym usłyszał, stwierdził, że dziewczyna chyba nie umie się bawić, na co ona odpowiedziała, że jeszcze się przekona, że ma do czynienia z bardzo zabawową osobą. I tak stanęło na tym, że idą razem. Oczywiście Clary nadal coś w tym nie pasowało.

Jej podejrzenia sprawdziły się, kiedy w umówionym miejscu Geiger pojawił się ze swoją słodką do obrzydzenia parką zakochany przyjaciół. Nie dziw, że pierwszym o czym pomyślała był alkohol.
-Muszę się napić.-Stwierdziła zaraz po przywitaniu i podążyła w kierunku baru.
Impreza odbywała się na plaży. Bar, trochę kolorowych świateł, parkiet, jakaś niezbyt ambitna muzyka i plaża. Może nie było to jakieś wyszukane miejsce, ale młodzi pijani ludzie nie potrzebowali wiele do szczęścia.
Po dobrych piętnastu minutach Clary dopchała się do baru i zamówiła jakiegoś kolorowego drinka. Nie specjalnie obchodziła ją jego nazwa czy cena, wiedziała tylko, że zupełnie na trzeźwo nie wytrzyma tu zbyt długo. Siedziała na wysokim stołku i próbowała wzrokiem odnaleźć Karla, który zginął jej gdzieś w tłumie. W końcu go wypatrzyła. Tańczył. Tańczył z Melody. Nie wiedziała czy to koniec świata, czy może tylko ten drink zaczął działać. W końcu postawiła na to drugie i zaczęła zastanawiać się gdzie może być Andreas, ale bardzo szybko to rozgryzła. Skoro Geiger tańczy z jego dziewczyną, to zakochanemu i grzecznemu Wellingerowi pozostawało tylko jedno…
-Widzę, że nie przepadasz za imprezami!-usłyszała obok zadowolony głos skoczka.
-Nie powiedziałam, że nie przepadam za imprezami. Ale fakt, że może na razie nie bawię się nadzwyczajnie dobrze. Bywało lepiej, ale nie wiem kto tu powinien mieć zły humor. Przecież to nie mi podrywają dziewczynę.-musiałam mu się odgryźć.
Andreas tylko wzruszyła ramionami.
-Karl? Mój dobroduszny kolega? On miałby ją podrywać? Nie bądź śmieszna. Prawda, jest kochany. Przynajmniej tak twierdzą wszyscy, którzy go znają, ale on nie zarywa do dziewczyn. To jest nieśmiałość czy jak to się tam nazywa.
-No pewnie, przecież ty nie znasz taki słów jak nieśmiałość czy pokora. Ale powiem ci, że taka postawa czasem działa lepiej niż zbytnia pewność siebie. Jeszcze wspomnisz moje słowa.
Chłopak uśmiechnął się tylko i niebezpiecznie blisko przysunął do zdezorientowanej brunetki. Spojrzał dziewczynie prosto w oczy, próbując cokolwiek z nich wyczytać, a gdy zauważył w nich nutę niepewności powiedział bardzo łagodnie i spokojnie.
-A ty? Jesteś przecież jego przeciwieństwem. Powiedziałbym nawet, że jesteśmy bardzo podobni. Jestem więc pewny, że nie przestraszysz się i nie odmówisz mi tańca.
Clary nie wiedziała co się tak właściwie właśnie działo. Błękitne oczy niemieckiego skoczka bezczelnie się na nią gapiły, wprawiając jej ciało w drżenie. Cokolwiek to było, wiedziała, że to nie ma prawa się dziać. Momentalnie wyrwała swój umysł z letargu i identycznym tonem, którym przed chwilą mówił do niej Wellinger, odpowiedziała.
-Sorry, kochanie, ale jestem zajęta oddychaniem.
Odwróciła się, wstała i zniknęła w roztańczonym tłumie, pozostawiają Niemca daleko w tyle.

Melody bardzo dobrze pamiętała czasy, kiedy ona i Karl byli dziećmi. Pamiętała, że uwielbiali wszelkiego rodzaju zabawy, na których mogli tańczyć do upadłego. Wbrew pozorom, Karl był świetnym tancerzem i jak to kiedyś mówiła, nie wstyd się z nim pokazać. Geiger chyba nie do końca zdawał sobie sprawy ze swoich umiejętności, ale za to właśnie go kochała. Kochała? Nadal go kocha, ale nie w taki sposób, w jaki on by chciał być przez nią kochany. Dziewczyna zmagała się z tą myślą co dzień, ale miała Andreasa i to sprawiało, że nie myślała tylko o tym. W przeciwieństwie do Karla. I ona to widziała. Widziała to na przykład teraz, kiedy uważny wzrok jej przyjaciela obserwował jej każdy ruch. Melody wiedziała, że impreza to nie najlepszy moment na poważne rozmowy czy wyznania i nie zamierzała tego robić. Chciała tylko zapytać Karla czy nie zechce spędzić z nią jednego dnia. Dnia tylko z nią, bez Andreasa, bez tej dziwnej Clary. Tylko oni i nikt więcej. Jak za dawnych czasów. W głębi serca bardzo tęskniła do takich dni i chociaż ten nie miał być taki beztroski, to uśmiechała się na myśl o nim.
-Oczywiście, że mam dla ciebie czas!-odpowiedział uradowany Karl-Kiedy tylko chcesz!
-To świetnie! Czyli jesteśmy umówieni na jutro!
-Jutro?-chłopak poczuł, że nie jest jeszcze gotowy, ale nie chciał zawieść swojej najlepszej przyjaciółki, nie cierpiał patrzeć na jej rozczarowaną minę-Tak. Jesteśmy umówieni.-uśmiechnął się niepewnie.
Chciał jeszcze coś dodać, kiedy między nimi nagle pojawił się Wellinger.
-Odbijany!-krzyknął i porwał zaskoczoną dziewczynę z ramion Karla.
Skoczek stał kilka chwil w kompletnym osłupieniu, ale kiedy DJ postanowił zmienić klimat na bardziej romantyczny, bardzo szybko usunął się z parkietu.

Postanowił poszukać Clary. Chciał jej powiedzieć, o tym, że jutro spędza dzień z Melody, poprosić o ostatnie rady. Nie zastał jej jednak przy barze, chociaż przysiągłby, że kilka minut temu jeszcze tam była. Nie spodziewał się jej zastać na parkiecie. Więc gdzie mogła być? Plaża!-przemknęło mu przez myśl. I właśnie tam postanowił jej poszukać.

Była na plaży. Nie mylił się. Leżała na piasku i w skupieniu przyglądała się niebu. Karl, niewiele myśląc, położył się obok niej. Clary nawet nie drgnęła, nie odezwała się też słowem.
-Co ty tak właściwie robisz?-zapytał skoczek.
-Myślę…., że myślę. Ale w sumie, to sama nie wiem. Może jestem na to za głupia.
-Na myślenie?
-Na zrozumienie.
-A czego nie rozumiesz? Nie mówię, że jestem ekspertem w doradzaniu, w sumie to jestem w tym beznadziejny, ale może ci jednak jakoś pomogę i…
-Chodzi o tą waszą miłość. Nie rozumiem jej fenomenu.
-Teraz to ja nie rozumiem.-Karl był lekko zdziwiony.
-Podbiła cały świat, a przecież jedyne co z niej macie to cierpienie. To jest przecież bez sensu.
-Nieprawda! To ma sens. Czym byłoby nasze życie bez miłości? To jest coś wyjątkowego, chociaż prawda, czasem boli.
-Wiesz, ja bez niej żyję i mam się bardzo dobrze. Po prostu chciałabym to zrozumieć. Ale nie potrafię. To frustrujące.
-Podobno żeby coś zrozumieć musisz to przeżyć.
Znowu zapadła cisza. Karl od razu pomyślał, że jak zwykle się wygłupił, bo co on wie o życiu? Clary natomiast próbowała przetworzyć to, co przed chwilą usłyszała. Patrzyła w „te pieprzone” gwiazdy, ale one wcale nie pomagały. Nie wiedziała, co Geiger tam widział, ale ona najwyraźniej była ślepa.
Nagle po niebie przemknęło coś błyszczącego, co musiało być tą całą spadającą gwiazdą, bo Karl momentalnie się poderwał i porwał za sobą biedną, wyrwaną z zamyślenia Clary.
-Widziałaś? Widziałaś?-powiedział bardzo podekscytowany.
-Tak, spadła…-odpowiedziała lekko znudzona dziewczyna.
-Szybko! Pomyśl życzenie!
-Teraz?
-Tak, teraz!
-Dobrze.-zamknęła oczy i udawała pełne skupienie.
-Zobaczysz, na pewno się spełni!-skoczek był tak rozentuzjazmowany, jakby wstąpiły w niego jakieś nowe siły i nadzieje.-Wiesz, rozmawiałem z Melody. Mam z nią spędzić dzień. Bardzo się cieszę, ale to już jutro. Myślałem, że mi coś jeszcze podpowiesz, dasz ostatnie rady….-kontynuował z wielką powagą.
Clary, patrząc w ciemność przed sobą, nagle zapytała.
-Karl?
-Tak?-Geiger był trochę zdezorientowany.
-Możesz mnie przytulić?
Jeśli przed chwilą Karl był zdezorientowany, to teraz kompletnie nie wiedział co się dzieje.
-Ale… ale jak?-tak, tak, znowu ta znienawidzona nieśmiałość.
-Myślę, że normalnie.-dziewczyna mówiła łamiącym się głosem.
Skoczek nic już nie mówił, bo nie za bardzo wiedział co ma powiedzieć. Przysunął się do Clary i niepewnie ją objął. Co dziwne stwierdził, że nie czuł się w tym momencie dziwnie. Czuł za to, że osoba obok niego, ta która mu pomagała, sama potrzebowała pomocy. I on bardz chciał jej pomóc. Nie wiedział tylko jak.
Jesteś słaba!-pomyślała Clary wtulając się w chude ciało skoczka.-Mięczak z ciebie!-powtarzała w myślach. Była przecież silna, sama potrafiła sobie radzić i nie wiadomo dlaczego nagle okazała taką słabość. Może najzwyczajniej w świecie po tych kilku latach bez matki potrzeba bliskości drugiego człowieka wzięła nad nią górę. Ale dlaczego? Czy Karl tak bardzo przypominał jej mamę? A może po prostu chciała żeby to był on? Nie wiedziała.  Bała się odpowiedzieć na to pytanie.
Cisza pomiędzy nimi trwała już bardzo długo, ale żadne z nich nie kwapiło się do jej przerwania. W końcu Clary powiedziała coś, nad czym nie zupełnie miała kontrolę.
-Jeśli chodzi o jutro, o Melody. Bądź sobą. Zapomnij o tym wszystkim czego cię nauczyłam, o tych głupotach, które ci powiedziałam. To nie ważne. Bądź po prostu sobą. Jeśli ona ma cię kochać, to chyba za to kim jesteś. Prawda? Na tym chyba polega ta cała miłość. Żeby kochać za wszystko i pomimo wszystko. Jaka ja jestem głupia! Jak mogłam udzielać ci rad, skoro sama nic nie wiem o związkach. Przecież ja nawet nigdy nikogo nie kochałam…-wytarła łzę, która samotnie spłynęła po jej policzku.-Przez te kilka dni to nie ty uczyłeś się ode mnie. To ja nauczyłam się kilku ważnych rzeczy od ciebie. Taka jest prawda. I dziękuję ci za to, Karl.

Dziewczyna nie chciała czekać na reakcje skoczka, bała się. Czego? Chyba sama tego nie wiedziała. Pocałowała go w policzek, wstała i oddaliła się, zanim Karl zdołał cokolwiek zrobić.