Witam, witam i o zdrowie pytam! Siedziałam, skrobałam i coś tam naskrobałam. Wyszedł mi rozdział najdłuższy ze wszystkich, ale wciąż za krótki. Staram się pisać jak najdłużej i mam nadzieję, że może pod koniec coś z tego będzie. A teraz musicie się zadowolić tym co jest (jeśli ktoś to wgl czyta). I przepraszam za różnego rodzaju błędy. Wiem, że dysleksja to głupia wymówka, ale to naprawdę przeszkadza w pisaniu.
Enjoy !
Samotność to
coś, na co Andreas nigdy nie mógł narzekać. Już od małego miał masę przyjaciół.
Sam nie wiedział, co takiego w nim było, że przyciągał ludzi. Czasami myślał,
że to jego wygląd. Wiedział doskonale, że wygląda lepiej niż przeciętny
człowiek i głównie przez to miał tak wiele fanek, chociaż nie osiągnął jeszcze
jakiegoś oszołamiającego sukcesu. Co prawda stał już na podium pucharu świata i
to kilka razy, udało mu się nawet wygrać, zakończył sezon w pierwszej
dziesiątce pucharu świata, a ten medal z Sochi nie był tylko pięknym snem.
Wellinger wiedział jednak, że jeszcze wiele lat skakania przed nim i nie łudził
się, że dziewczyny kochają go za jego umiejętności. Co innego rodzina i
przyjaciele, którzy na każdym kroku okazywali mu wsparcie. Był bardzo
szczęśliwy, że ma ich przy sobie i dziękował losowi, że są w jego życiu tak
wspaniali ludzie.
Niestety nie
wszyscy mieli takie szczęście. Niektórym samotność doskwierała od dawna. Pewną
osobę nawet przytłaczała, ale osoba ta nie potrafiła nic na to poradzić. Po
kilku spotkaniach z Clary Andreas myślał, że jest dziewczyną, która nigdy nie
traci pewności siebie i nie okazuje słabości. Jakie musiało być jego zdziwienie,
kiedy spotkał ją przypadkiem przy recepcji, w raczej opłakanym stanie. Miała
opuchnięte od płaczu oczy, włosy spięte w bezładnego koka. Ubrana była w szare
dresowe spodnie, białą koszulkę i klapki. I chociaż nie wyglądała zbyt dobrze,
to właśnie sprawiło, że chłopak pomyślał, że może ta dziewczyna jest jednak
normalnym człowiekiem. Chciał nawet podejść i zapytać jaki kataklizm sprawił,
że wygląda jak ktoś zwyczajny i niegroźny. Niestety nie zdążył tego zrobić, bo
wyprzedził go jakiś nieznajomy. Mężczyzna, na pewno po czterdziestce, wyższy od
Andreasa o co najmniej głowę, o ciemnych oczach i jeszcze ciemniejszych
włosach, wydawał się być raczej przyjaznym człowiekiem. Przynajmniej takie
wrażenie wywarł na skoczku, który przygląda się scence, która się potem
rozegrała.
-Clary!-mężczyzna
uśmiechnął na widok dziewczyny, ale ta nie wydawała się być tak zachwycona jego
widokiem.
-Eric…-odpowiedziała,
patrząc na niego z pogardą i obrzydzeniem.
-Kochanie,
jestem twoim ojcem. Proszę, nie mów do mnie po imieniu, bo mnie postarzasz.
Clary
uśmiechnęła się słodko i przekrzywiła głowę.
-Oczywiście
tatusiu, jak miło cię widzieć!
-No i widzisz?
Potrafisz! Przyjechaliśmy z Anną i młodym wczoraj, chcieliśmy się przywitać,
ale nigdzie cię nie było. No trudno. Dziś też jest dzień! Bardzo piękny dzień i
dlatego zabieramy cię na jacht! Żal nie skorzystać z takiego słońca.
-Ty, ta kobieta
i wasze dziecko z zaawansowanym ADHD? Jak słodko! Niestety chyba podziękuję.
-Nie, nie, nie.
Nie ma mowy! Dziś spędzasz dzień z nami. Zobaczysz, będzie fajnie!
-Proszę, nie.
Naprawdę nie mam nastroju. Nie zmuszaj mnie.
-Oj nie marudź,
nie masz przecież nic innego do roboty. Nie będziesz tak marnować czasu. Jesteś
wyjątkowo blada! Czy ty w ogóle wychodzisz na zewnątrz? Trochę słońca ci się
przyda.
-Ale ja
naprawdę nie mam czasu, ja właśnie…
-Ona właśnie na
mnie czekała. Jesteśmy umówieni. Prawda, słońce?-nagle obok Clary pojawił się
Wellinger i jak gdyby nigdy nic objął ją ramieniem i uśmiechał się do niej cały
uroczo. Dziewczyna nie wiedziała co się dzieje, ale postanowiła ciągnąć tą
dziwną scenkę dalej.
-Tak. Właśnie
dlatego nie mogę spędzić tego jakże pięknego dnia z waszą trójką.
Ojciec Clary
chyba poczuł się niezręcznie.
-A, no… dobrze.
Rozumiem. To znaczy, byliście umówieni wcześniej. Byłoby nieładnie w stosunku
do kolegi.
-Andreas,
proszę pana. Bardzo mi miło.-wyciągnął do niego rękę, którą mężczyzna uścisnął.
-Mnie również,
Andreasie.-przeniósł wzrok na Clary-No cóż. Wygląda na to, że będziemy musieli
przełożyć to na jutro. Bawcie się dobrze, dzieci.-powiedział i odszedł,
zostawiając ich samych.
Clary
odprowadziła ojca wzrokiem, a kiedy zniknął z jej pola widzenia, zwróciła się
do skoczka.
-Co to miało
być!?-powiedziała podniesionym głosem, jednocześnie wyswobadzając się z
dziwnego uścisku.-Czy tobie słońce do reszty wyżarło mózg!?
Skoczek
wzruszył ramionami.
-Uratowałem cię
przed nudnym dniem z rodzinką, a ty tak mi dziękujesz, słońce?-powiedział i
puścił jej oczko.
Dziewczyna
cudem powstrzymała się od wybuchu wściekłości i zabicia tego wkurzającego ją od
zawsze człowieka. Kiedyś pewnie cieszyłaby się jak głupia z czegoś takiego, ale
obecnie nie za bardzo chciała mieć do czynienia z tym „cudownym” dzieckiem.
-Ta. Jasne.
Dzięki.-rzuciła oschle i skierowała się w stronę swojego pokoju z zamiarem
okupowania łóżka przez cały boży dzień.
Właśnie
patrzyła, jak zasuwają się drzwi do windy, kiedy czyjaś duża dłoń skutecznie
uniemożliwiła im domknięcie się.
Andreas Wellinger
stanął naprzeciwko niej.
-Nie
zapomniałaś o czymś?-dziewczyna nie odpowiadała-Jesteśmy przecież umówieni!-powiedział
z tryumfem w głosie. Clary nie wiedziała w co on właściwie z nią pogrywa, ale
wiedziała jedno: ona nie ma zamiaru przegrać.
-Oczywiście, że
nie!-uśmiechnęła się słodko-Słońce.-dodała i nacisnęła guzik, na którym widniał
numer ostatniego piętra.
U niektórych ludzi dzień nigdy nie wyglądał
normalnie, a u innych wręcz przeciwnie. Melody i Karl już od kilku godzin
świetnie się bawili. Czuli się tak, jakby znowu byli dziećmi, cieszyli się każdą chwilą i nie zważali na
reakcje ludzi, którzy byli obok. W kolejny upalny dzień, park wodny okazał się
być świetnym pomysłem ratującym przed bezlitosnym słońcem. Po kilkugodzinnej
zabawie i przejechaniu każdą zjeżdżalnią co najmniej dwadzieścia razy przyszła
pora na powrót.
Mknęli właśnie
jedną z krętych, biegnącą wśród malowniczych krajobrazów wybrzeża drogą, kiedy
nagle Karl, bez żadnego wyjaśnienia, zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.
Przez dłuższy czas nic nie mówił. Z zaciśniętymi ustami patrzył w kierownicę,
jakby próbując coś na niej zobaczyć. W pewnym momencie wyrwał się tego dziwnego
transu, spojrzała na towarzyszkę.
-Musimy
porozmawiać.-rzucił i wysiadł z samochodu i zatrzasnął za sobą drzwi.
Melody, nieco
zszokowana zachowaniem przyjaciela, podążyła jego śladami. Karl stał oparty o
drewnianą barierkę, miał zamknięte oczy, ale wiedział, że dziewczyna jest już
obok niego. Znowu milczał, a ona zupełnie nie wiedziała co dzieje się z jej
Karlim. Zszokował ją takim gwałtownym i bardzo zdecydowanym postępowaniem. W
tym momencie zupełnie nie przypominał siebie, co ją trochę przerażało.
-Karl?-niepewnie
położyła rękę na jego ramieniu, co sprawiło, że lekko zadrżał-Karli, co się
dzieje?-powiedziała najłagodniej jak potrafiła, z nadzieją, że to zachęci go do
jakichkolwiek wyjaśnień. Skoczek w końcu otworzył oczy i wpatrzony w rozległe
morze, które miał przed sobą powiedział.
-Kocham cię,
wiesz?
Melody się
uśmiechnęła.
-Tak, wiem. Też
cię kocham, głuptasie.
-Ale nie tak.
Kochasz mnie jak starszego brata, którego nigdy nie miałaś. A ja? Ja kocham cię
jak dziewczynę. Dziewczynę, z którą nie mogę być. Jesteś moim całym światem!
-Karl…
-Wiem, wiem co
powiesz, ale proszę cię, nie rób tego. Clary powiedziała mi, że mam być sobą,
ale ja nie potrafię być sobą. Już od dawna jestem kimś innym. Spójrz na
mnie!-obrócił się tak, że stał naprzeciw niej-Czy ja kiedyś taki byłem? Cały
czas smutny? Nieobecny? Nie. Kiedyś cały czas się śmiałem. Zmieniłem się. Nie
jestem już sobą. Chciałbym, ale nie potrafię. Od kiedy jesteś z Andreasem, moje
życie bardzo się zmieniło, ja się zmieniłem. Nie potrafię się śmiać, cieszyć z
życia. Potrafiłem to robić tylko z tobą, a kiedy się ode mnie oddaliłaś to
wszystko odeszło.
-Karl…
-Daj mi
skończyć!-skoczek nie pozwolił jej dojść do słowa.
-Karl do
cholery!-Melody krzyknęła, bo nie widziała innej możliwości przebicia się przez
potok słów wypływający z chłopaka.-Ja umieram!-powiedziała już normalnym
głosem, a po jej policzkach spłynęły łzy smutku i bezradności.-Nie wiadomo
nawet ile mi zostało.
Karl był w
szoku. Nie wiedział co powiedzieć, jak się zachować. Nagle jego życie straciło
sens.
Dopiero po kilkunastu
minutach zupełnego osłupienia wrócił do żywych. Podszedł do samochodu, wyjął kluczyki i rzucił
je Melody.
-Wracaj.-powiedział
bez jakichkolwiek emocji w głosie.
Jego przyjaciółka
spojrzała na niego zdezorientowana. Podniosła kluczyki, które wylądowały obok
niej i bez słowa wsiadła do samochodu. Po chwili rozległ się ryk silnika i
czarny pojazd ruszył w stronę kurortu. Geiger natomiast powolnym krokiem ruszył
wzdłuż pobocza nie wiedząc co dokładnie robi i dokąd zmierza.
Po
kilkugodzinnym marszu bez wody, chłopak poczuł zmęczenie i wielkie
pragnienie, co jakby wyrwało go z
letargu. Stanął i rozejrzał się dookoła. Nie miał pojęcia gdzie jest i jak
długo znajdował się w takim stanie. Na dworze było już ciemno, a w okolicy
żadnego żywego ducha. Odruchowo sięgnął do kieszeni po telefon. Dziesięć
nieodebranych połączeń od Melody … Zignorował ten komunikat i spojrzał na
godzinę. Dochodziła pierwsza w nocy. Karl nie miał pojęcia jak do tego doszło i
jakim cudem minęło aż tyle czasu. Wszedł w listę kontaktów i przewijał ją w
górę i w dół. W końcu zatrzymał się przy jednym zdjęciu i dłuższą chwilę się mu
przypatrywał. Stwierdził, że to jedyna osoba, do której może teraz zadzwonić.
Jednak, zważając na porę, nasuwało się jedno pytanie: Czy jego świat się
właśnie zawalił?
-Długo
zamierzasz tak jeszcze leżeć?-zapytał znudzony Andreas Clary, która już od
jakiejś godziny bez ruchu leżała na swoim ogromnym łóżku.
Wellinger był
ciągle oszołomiony rozmiarami i wystrojem pokoju, w którym mieszkała
dziewczyna. Był to luksusowy apartament, z ogromną garderobą, łazienką,
barkiem, jacuzzi, tarasem i własnym wyjściem na dach. Chłopak skojarzył ten
obrazek z jachtem, na który ojciec Clary chciał ją zabrać i doszedł do wniosku,
że dziewczyna musiała być nieziemsko bogata. To potwierdziło jego teorię, że
Norweżka nie mówi im, to znaczy Karlowi wszystkiego. Uznał to w pewnym sensie
za tryumf, bo w końcu coś było z nią „nie tak”.
-Myślę, że cały
dzień.-odezwała się w końcu Clary, przewracając się na boku i spoglądając
sennym wzrokiem na swojego dzisiejszego chłopaka.-Czyżbyś się
nudził?-zapytała.-Możesz już sobie iść, nie zatrzymuje.-zaproponowała mu.
-Wiesz, że nie?
Zostanę. W końcu to nasz dzień.-powiedział
z przekąsem.
-Jak chcesz,
słońce.-odpowiedziała brunetka i wróciła do swojej poprzedniej pozycji, a zaraz
potem prawie znalazła się na podłodzę, bo Wellinger bez żadnych zahamowań wpakował jej się do łóżka. Dziewczyna
spojrzała na niego pytająco, a on tylko się uśmiechnął, powiedział „dobranoc” i
zamknął oczy. Clary odsunęła się od niego na bezpieczną odległość, ułożyła się wygodnie
i po chwili była już w krainie Orfeusza. A Andreas? Też usnął.
A kiedy się obudził
na dworze było już ciemno. Chciał wstać, ale nie mógł, bo pewna ciemnowłosa
dziewczyna trzymała się kurczowo jego ręki i wyglądało na to, że nie zamierzała
puścić. Odgarnął z jej twarzy kilka niesfornych włosów i przyglądał się jej
dłuższą chwilę. Spokój jaki malował się na jej twarzy sprawił, że chłopak nie
miał serca jej budzić. Niesamowite.-pomyślał-Jeszcze wczoraj na tej twarzy
gościła mina zabójcy, a teraz była tak bezbronna. Westchnął cicho na znak, że
jednak nie rozumie tego świata i powoli uwolnił swoją rękę z silnego uścisku i
jaki najciszej potrafił wyszedł z pokoju, zostawiając śpiącą Clary samą.