niedziela, 1 marca 2015

Do I wanna know?

Siedział w małej kawiarence w samym centrum Monachium, zastanawiając się, co tu właściwie robi. Nie wiedział, o czym i jak z nią rozmawiać, ale wiedział, że to konieczne. Przez ostatni tydzień w jego głowie pojawiło się tysiąc pomysłów, jak zacząć tę rozmowę, jednak żaden z nich nie wydał mu się właściwy. Chciał się jakoś do niej zbliżyć, zdobyć jej zaufanie, chociaż doskonale wiedział, że jest to raczej niemożliwe.
Po raz kolejny sprawdzał godzinę na wyświetlaczu swojego smartphona, co było wyraźną oznaką zdenerwowania. Dopijał właśnie drugą kawę i zaczął wątpić, czy umówione spotkanie w ogóle dojdzie do skutku. Właśnie wtedy do pomieszczenia wpadła Clary i zaczęła niepewnie rozglądać się po stolikach, szukając tego właściwego. Kiedy wreszcie znalazła obiekt swoich poszukiwań, lekko się skrzywiła i ze strachem, którego starała się nie okazywać, podążyła w jego stronę.
-Masz pięć minut!-oschłym głosem poinformowała chłopaka, rzuciła swoją torebkę na stolik i usiadła naprzeciwko, próbując uniknąć kontaktu wzrokowego ze skoczkiem.
Andreas poprawił się na swoim krześle, wziął głęboki oddech i zwrócił się do dziewczyny.
-Potrzebuje pomocy, a dokładnie pomocy finansowej.
Clary wyraźnie to rozbawiło. Zaśmiała się i nie przerywając zabawy kosmykiem swoich włosów, które były dla niej najwyraźniej ciekawsze niż twarz Wellingera, zapytała.
-Ode mnie? Zabawne! Przecież ja nie mam pieniędzy…
-Twój ociec…-Niemiec brnął dalej w to, co założył sobie jakieś pięć minut temu.
-Mój ojciec ma pieniądze, ale jak sam stwierdziłeś, nie są one moje. Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc.-Teatralnie wzruszyła ramionami.-Twój czas się kończy, więc jeśli to wszystko, to ja już pójdę. Mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż siedzenie tu z zupełnym idiotą!
Dziewczyna zaczęła zbierać swoje rzeczy, ale Andreas bardzo potrzebował tych pieniędzy, które nie tylko dawały Melody szansę na życie, ale też dawały jemu samemu szansę na utrzymanie kontaktu z Clary.
-Te pieniądze nie są dla mnie!
-Nie obchodzi mnie to i nawet gdybym je miała, nie dałabym ci ich. So cry me a river, Wellinger!
-One są dla Melody! Potrzebuje ich dla Melody! Ona umiera, rozumiesz!?-Zadał pytanie, na które odpowiedź była zbędna.
Rozumiała. Rozumiała zbyt dobrze...
- Jedyną szansą jest bardzo droga operacja, a nawet ja nie mam takich pieniędzy! Co innego mam zrobić? Do kogo się zwrócić? Szukam fundacji, proszę o pomoc znajomych, ale to nie wystarcza…-jego głos był pełen desperacji.
Clary długo nie odpowiadała. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Z całego serca nienawidziła osoby, która siedziała naprzeciwko niej, chciała się uwolnić od Wellingera. Ale czy tak właśnie należało postąpić? Wiedziała jak bardzo boli strata kogoś bliskiego i nawet największemu wrogowi nie życzyła doświadczenia tego, co ją kompletnie zniszczyło i nadal nie pozwalało normalnie żyć. Może to w jej rękach było teraz życie tej dziewczyny? Nie chciała mieć jej na sumieniu, nie chciała odpowiadać za śmierć kolejnej osoby.
Andreas zauważył, że Norweżka bardzo przeżywała tą wiadomość. Doskonale wiedział, dlaczego. Znowu zrobiło mu się jej żal. On jeszcze miał nadzieję, której ona nie miała nawet przez chwilę. Wiedział, że była samotna. Nie musiała mu tego mówić. Chciał jej jakoś pomóc, chyba był jej to winny. Wiedział jednak, że ona nie chce jego pomocy i pewnie najchętniej nigdy więcej by się z nim nie spotykała. Bolało go to. Bolało, ponieważ nie był już tym nieczułym draniem, co kiedyś. Wstydził się tego, co kiedyś zrobił i wiedział, co na to wszystko powiedziałaby Melody.
Clary zamrugała kilkukrotnie, powstrzymując łzy, które chciały potokiem rozlać się po jej wiecznie smutnej twarzy. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na skoczka, który wpatrzony w nią, intensywnie o czymś myślał. Nie miała jednak czasu na jego wewnętrzne monologi, chciała wyjść, potrzebowała świeżego powietrza.
-Dobrze, postaram się coś załatwić. Ale nic nie obiecuję.
Chłopak, wyraźnie się ożywił.
-Super!-Prawie wykrzyczał. -To znaczy, byłbym bardzo wdzięczny. Wiem, że pomaganie mi jest dla ciebie trudne, dlatego bardzo doceniam to, że to robisz.
-Tak. Ale skąd możesz wiedzieć, czy pomaganie tobie jest dla mnie czymś trudnym?
-Wiem, że mnie nie lubisz, chociaż cały czas nie wiem, co takiego ci zrobiłem.-Nie dał po sobie poznać, że wie już, skąd ją kojarzył i ma pełną świadomość, dlaczego tak go nienawidzi.
-Nie trawię prawie całej ludzkiej populacji. Nie czuj się wyróżniony.-Odpowiedziała prawie bez emocji.
Andreas chciał coś jeszcze odpowiedzieć, ale Clary dłużej nie wytrzymała.
-Zrobię, co w mojej mocy, ale obiecaj mi jedno.-Ostatni raz spojrzała w jego stronę.-Kiedy to wszystko się skończy, nigdy więcej się ze mną nie skontaktujesz.
Nie wiedział, dlaczego, ale poczuł jakieś ukucie w sercu. Nie mógł być zszokowany taką prośbą z jej strony, a jednak tak się czuł.
-Masz moje słowo.-Odpowiedział bez większych emocji w głosie.
Skinęła głową i ruszyła w stronę wyjścia.
Patrzył jak się oddala i czuł ogromną ulgę. To wszystko bardzo go zestresowało. Dalej myślał o tym, co przed chwilą jej obiecał. Wiedział, że to wszystko nie może się tak skończyć. Ale jak miał cokolwiek zmienić?

Karl chodził po mieście, próbując chociaż przez chwilę nie myśleć. Niestety, tak się nie dało. Do tej pory nie odezwał się do Clary, a i ona nie wyraziła potrzeby jakiegokolwiek kontaktu. Czuł, że to koniec. Koniec czegoś, co tak właściwie nie miało początku. Był tym faktem przybity, ponieważ znowu coś mu w życiu nie wyszło. W skokach też nie szło mu ostatnio dobrze, sezon zimowy był coraz bliżej, a on była prawie pewny, że nie znajdzie się w pierwszej drużynie. Czy mogło być gorzej? Oczywiście, w końcu mówimy o Karlu Geigerze. Jego najlepsza przyjaciółka, którą kochał jak głupi, tak po prostu sobie umierała. Nie przejmowała się tym, że go zostawia, umierała i on nie mógł nic na to poradzić.
Gdy wszystkie te fakty ze swojego marnego życia poskładał w jedno, wezbrała się w nim złość. Kopnął w napotkany na drodze kosz, czego chwilę potem pożałował, bo silny ból rozszedł się po jego stopie. Zaklął cicho i usiadł na krawężniku.
Nagle poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu.
-Czy żeby być takim pechowcem, trzeba nazywać się Geiger?
Takie sarkastyczne pytanie mogło paść tylko z jednych ust. Skoczek poczuł dziwną ekscytację, którą trudno by mu było opisać słowami.
Bał się na nią spojrzeć, bał się odezwać, bo to mogło oznaczać ten prawdziwy koniec, na który nie był gotowy.
Jednak ona też nic nie mówiła. Usiadła obok niego i oparła głowę na jego ramieniu.
Wtedy zrozumiał, że to wcale nie jest koniec.
Objął ją i przycisnął mocno do siebie. Czuł na sobie jej ciepły oddech, który był dla niego jak tlen, bez którego nie da się funkcjonować.
Była tu. Była przy nim i nigdzie się nie wybierała. Clary Solberg we własnej osobie.
Chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie.

-Nie zrozumiesz mnie. Nigdy nie zrobiłaś czegoś tak strasznego.
Andreas siedział przy szpitalnym łóżku Melody i nerwowo obracał w palcach jakiś kabelek.
-Wyrzuć to z siebie, to ci dobrze zrobi. Obiecuję ci, że nie będę cię oceniać. Bez względu na to, jak złe by to było.-Uśmiechnęła się do niego zachęcająco i złapała go za rękę.
-Nie mogę ci powiedzieć komu, nie mogę ci powiedzieć jak… Po prostu nie mogę, to chyba byłoby nie fair względem niej.
-Więc to dziewczyna.
Andreas spojrzał nią ze zdenerwowaniem i niepewnością.
-Dziecka jej chyba nie zrobiłeś?-Zapytała raczej by go rozluźnić, ale trochę bała się odpowiedzi.
-Gorzej… Tu raczej chodzi o psychikę. Ja chyba zniszczyłem jej całe życie.
Powiedział i wtulił się w Melody, która nie zmuszała go do dalszych zwierzeń.
Po chwili do Sali wszedł lekarz i z wielkim uśmiechem na twarzy oznajmił.
-To twój szczęśliwy dzień Melody Herrmann! Zdaje się, że jeszcze coś z ciebie będzie.
Dziewczyna i jej chłopak momentalnie się od siebie oderwali.
-To znaczy?-Zapytała z wielkim zaskoczeniem.
-Znalazły się pieniądze na twój zabieg.-Lekarz nie krył swojej radości.
-Ale jak to? Przecież mówiliście, że nic się nie da zrobić w tej sprawie. Skąd tak nagle wzięły się te pieniądze.
-Zostały nam pieniądze z tegorocznego budżetu i możemy je przeznaczyć dla tych najbardziej potrzebujących. Ty już się nad tym nie zastanawiaj i ciesz się, bo jeśli wszystko dobrze pójdzie, święta spędzisz już zupełnie zdrowa, w domu. Odpoczywaj, bo czeka cię ciężka operacja.
Mężczyzna jeszcze raz się uśmiechnął i zniknął w korytarzu.
-Słyszałeś!? Święta w domu! Z rodziną, z tobą! To chyba jakiś cud!-Melody nie mogła uwierzyć, że szczęście w końcu się do niej uśmiechnęło.
-Tak, to musi być cud.-Powiedział z przekonaniem.

Doskonale wiedział, że nie był to cud. A jeżeli był, to ich aniołem była mała, wredna Norweżka, której winny był coraz więcej.


***

Jakiś dziwny rozdział. W sumie jak wszystkie. Dodaję go, żeby oznajmić, że żyję! Ale co to za życie? Matura za dwa miesiące, ja nic nie umiem... Cytując klasyka, shit happens! Luz w dupie i może jakoś to będzie. Pozdrawiam wszystkich Anderszów, a szczególnie tego, który miesiąc temu przejeżdżał obok mnie na noszach. Jesteś fannemnalny, Super Bardalu! Jestem szczerze poruszona osiągnięciami Rune Velty. Zółwiu, ciebie też pozdrawiam! A najbardziej pozdrawiam naszych brązowych chłopaków i dziękuję im za te emocje. Przegrać po takiej walce i to z wielką Austrią, to żadna porażka. Dziewczyny lubią brąz i ja narzekać nie będę. Byłam w Wiśle, było fajnie, ale nie było Karla. Co  to za Wisła, bez Geigera? Wellinga też mnie opuścił. Nic, tylko wpaść w depresję. Matura nadchodzi, sezon się kończy, a moje opowiadanie dodawane w takim tempie będzie trwało tyle, co kariera Noriakiego.

Pozdrawiam.
Ja.

wtorek, 30 grudnia 2014

What would you do if you knew the truth?

Powrót do szarej rzeczywistości, jaką były codziennie treningi, nie był dla skoczka czymś przygnębiającym, ponieważ wracał do tego co kocha, czemu oddał swoje życie. Dlaczego więc Wellinger wcale się nie cieszył, dlaczego tak bardzo nie chciał żeby jego wakacje się skończyły? Odpowiedź na to pytanie była oczywista i nosiła imię Melody.
Dla Andreasa koniec tego wyjazdu był też końcem jakiejś błogości, ucieczki od prawdy. Wiedział, że nie da się zapomnieć o tym, co się dzieję, co każdego dnia odbiera ci cząstkę ukochane osoby. Prawda bolała i on doskonale o tym wiedział.
Co by było, gdyby okazało się, że prawda może boleć jeszcze bardziej? Niedługo miał się o tym przekonać.

Patrzył teraz na swoją dziewczynę, która wtulona w niego, spała sobie w najlepsze, nie przejmując się samolotowym hałasem. Sam nie potrafił usnąć i widział, że Karl ma ten sam problem.

Geiger był zły. Tak, on, Karl Geiger, który nigdy się nie złościł. Smutny bywał często, ale żeby go wkurzyć trzeba było być szczególnie utalentowanym. Istniała tak zdolna osoba. Clary. Skoczek nadal nie mógł dojść do siebie po tym, jak wczoraj go potraktowała. A co niby takiego mu zrobiła? Nic. Nic i to właśnie tak go rozzłościło. Zawsze myślał, że pocałunki wzbudzają w ludziach jakieś większe emocje. Przynajmniej w filmach tak to wyglądało, a i w samym Karlu owe się pojawiły. Zawsze myślał, że jego pierwszy pocałunek będzie czymś wyjątkowym i tak było, ale chyba tylko dla niego. Dla Clary najwidoczniej nic nie znaczył. Był o tym przekonany. Nic nie powiedziała, nie spojrzała na niego… Jakby zupełnie wypompowana z emocji. Odeszła, pozostawiając go zupełnie samego. Na początku było mu smutno, ale dziś rano, kiedy nie przyszła się z nim pożegnać, smutek przerodził się w złość. Geiger był zawiedziony, czekał, miał nadzieję że to wszystko jednak coś dla niej znaczyło, ale widocznie się pomylił. Pomylił się co do niej. Była zupełnie inna niż Melody, ale to właśnie się mu w niej podobało. Zobaczył, że istnieją jeszcze na tym świecie ludzie godni uczuć. W końcu odważył się otworzyć serce przed kimś nowym i znowu spotkało go rozczarowanie. Zaczynał nawet podejrzewać, że jego życie to nieskończone pasmo rozczarowań i już nic nie jest w stanie na to poradzić. Westchnął tylko i poprawił się na swoim siedzeniu, w słuchawkach popłynęła ulubiona piosenka Clary i wtedy był już pewien, że świat go nienawidzi.

„Jesteś słaba!”-to zdanie nieprzerwanie słyszała w swojej głowie Clary, która do tej pory nie doszła do siebie po wczorajszych wydarzeniach. Od czasu śmierci matki, starała się nie pozwolić emocjom wziąć nad nią góry. Wczoraj jednak uległa i teraz się za to karciła. Moglibyście pomyśleć, że to wszystko przez Karla i po części tak było, ale tylko po części. Geiger bardzo ją zaskoczył. Może nie znała go długo, ale nie podejrzewała go o jakieś szalone czyny. A jednak. To, co się między nimi wydarzyło było dla niej czymś totalnie wyjątkowym. Całowała już kilku chłopaków i nie czuła kompletnie nic. Teraz było inaczej. Nie potrafiła jeszcze opisać swoich uczuć względem Karla, ale wiedziała, że jest to coś innego, coś, czego do tej pory nie zaznała. I chyba dlatego wczoraj odeszła tak bez słowa, dlatego dziś nie miała odwagi się z nim pożegnać. Bała się, że będzie zmuszona do nazwania czegoś, czego nazwać nie potrafi. Czy to była miłość? Skąd miała wiedzieć? Nikt jej przecież nie nauczył, o co chodzi w miłości.

Co jeszcze doprowadziło Clary do takiego stanu? A może lepiej byłoby zapytać kto? Wellinger oczywiście. Ten człowiek wywoływał w niej tak różne emocje, że sama nie wiedziała jak bardzo go nienawidzi. Wtrącał się do jej życia, chociaż kompletnie nic o niej nie wiedział. Wydawał osądy, ale nie był świadomy, że jest w dużej mierze odpowiedzialny za to, co tak łatwo oceniał. Przy każdym kontakcie z tym osobnikiem, dziewczyna wariowała. Potrafiła się kontrolować przy każdym, ale nie przy nim. Karl ją uspokajał, a Andreas budził w niej wulkan gniewu, którego nie potrafiła powstrzymać. Zastanawiała się, jak by się wczoraj zachował, gdyby znał prawdę? Poczułby się winny? Zrozumiałby ją? Nie wiedziała, ale była pewna, że nie może doprowadzić do sytuacji, w której by się o tym przekonała. Zakończyła swoją znajomość z tym człowiekiem i miała nadzieję, że już nigdy nie będzie musiała oglądać jego fałszywie cudownej osoby.
Jak jednak miała do tego doprowadzić, skoro już teraz tęskniła za Karlem?

Melody, tuż po powrocie do kraju musiała zgłosić się do szpitala. Wiedziała, że leczenie nie przyniesie jakiejś wielkiej poprawy, ale chciała walczyć. Dla swoich bliskich, dla Karla, dla Andreasa. Wiedziała, że przed jej poznaniem Wellinger był zupełnie innym człowiekiem, nie liczył się z uczuciami innych i bała się, że jeśli jej zabraknie, znowu się taki stanie. Wiedziała, że chłopak bardzo ją kocha i ta miłość go zmieniła. Nie mogła znieść myśli, że jej ukochany mógłby krzywdzić siebie i innych. Dlatego walczyła. Wiedziała, że operacja, która dałaby znaczącą poprawę jest bardzo droga i prawdopodobnie nigdy nie będzie jej na to stać, ale miała nadzieję.
Jak trwać w nadziei, jeśli dowiesz się, że operacja, na którą cię nie stać musi być wykonana natychmiast? Może być ciężko.

Andreas siedział w swoim pokoju i po raz kolejny szukał jakiejś pomocy dla Melody. Odkąd dowiedział się o jej chorobie, potrafił całe dnie spędzać w taki sposób. Wiele już takich dni upłynęło, ale nic z tego nie wynikało.

Skoczek przeglądał właśnie stronę kolejnej fundacji, kiedy dostał wiadomość. Myślał, że to od Mel, dlatego szybko sięgnął po telefon.

Sven: Od kiedy jeździsz na wakacje ze starymi znajomymi i dlaczego mnie nie zabrałeś?
Andreas: O czym ty mówisz?
Sven: Nie udawaj, widziałem zdjęcia Geigera! W sumie to się nie dziwię. If you know what I mean :D :D :D
Andreas: Nadal nie wiem o czym mówisz….
Sven: Ta dziewczyna!
Andreas: Melody?
Sven: Nie ta druga! (Dołączone zdjęcie).
Andreas bardzo się zdziwił. Znał Clary od kilkunastu dni!
Andreas: Clary?
Sven: Widzę, że nasza Klara zmieniła nie tylko wygląd ale i ksywkę.

Chłopak odczytał wiadomość i był totalnie zdezorientowany.
Klara? Czy ja znałem jakąś Klarę?-starał sobie coś przypomnieć, ale w głowie miał jedną wielką pustkę.
Sven był jego przyjacielem z Berlina. Skoczek chodził tam do szkoły przez rok, kiedy leczył poważną kontuzję i musiał pozostawać pod opieką tamtejszych lekarzy. Swoją klasę pamiętał doskonale, ale nie było tam żadnej Klary, dlatego nie miał pojęcia o kim mówi Sven i co ta osoba ma wspólnego z nieznośną Clary. Stwierdził, że tamten musiał ją z kimś pomylić. Nic już nie odpisał, tylko wrócił do przeglądania strony fundacji.

Zamarł, kiedy przed oczami jego wyobraźni pojawiła się pewna twarz. Twarz zupełnie niepodobna, do tej którą widywał przez ostatnie kilkanaście dni. Jedyne co mu się zgadzało to oczy. Oczy, które patrzyły na niego z takim samym strachem i fascynacją zarazem. Andreas już wiedział, o co chodziło Svenowi i był tym przerażony. To, czego się teraz dowiedział, zmieniało przecież tak wiele w jego relacjach z dziewczyną. Wyjaśniało jej zachowanie w stosunku do niego i sprawiało, że czuł się winny. Nie wiedział tylko, jak wielką winą jest obarczony i czy kiedykolwiek uda mu się ją odkupić. Czy chciał? Chciał i teraz to miało sens. Od czasu tej ostrej wymiany zdań na dachu, czuł się jakoś odpowiedzialny za to wszystko, ale nie w tak wielkim wymiarze. Musiał wszystko wyjaśnić, ale nie wiedział jak ma  to zrobić. Clary wyraziła się jasno, że nie chce go już nigdy więcej widzieć.

Karl przewracał się z boku na boku, próbując zasnąć. Nic z tego. Zbyt dużo działo się teraz w jego głowie. Cały czas myślał o Clary. Doprowadzało go to do szału, zasmucało, a jednocześnie wywoływało uśmiech na jego twarzy. Chciał z nią porozmawiać, wszystko wyjaśnić. Miał nadzieję, że się myli, że jednak nie jest jej obojętny. Był jednak Karlem i bał się zadzwonić, a nawet napisać. Kiedy dostał wiadomość, od razu się ożywił. Wziął do ręki telefon i odblokował ekran.

Andreas: Głupie pytanie, ale masz może numer do Clary?

Clary, obudzona przez kolejny koszmar, siedziała na parapecie i wpatrywała się w gwiazdy, które przywoływały same miłe wspomnienia. Myślała o Karlu. Chciała się do niego odezwać, ale było jej głupio. Uznała, że on pewnie jest na nią zły za to jak go potraktowała. Czy to też były symptomy tej całej miłości? Gdy usłyszała dzwonek swojego telefonu, stwierdziła że ktoś upadł chyba na głowę i nie odebrała. Na jej nieszczęście, komuś bardzo zależało na rozmowie z nią, bo nie dawała za wygraną. Dziewczyna nie wytrzymała i bez patrzenia na wyświetlacz, odebrała telefon.

-Tak?-powiedziała nieprzyjemnym, poirytowanym głosem.
Po drugiej stronie panowała cisza, zakłócana tylko płytkim oddechem. W końcu ktoś się odezwał.

-Chyba nie chcesz ze mną rozmawiać, ale ja muszę porozmawiać z tobą. Mam nadzieję, że mnie wysłuchasz…

***

Żyję i mam się jakoś. Przepraszam, że tak długo nic nie było. Nie będę się usprawiedliwiać, bo lenistwa się nie da usprawiedliwić. Mam nadzieję, że ten rozdział nie jest aż taki zły jak mi się wydaję i jeszcze będziecie chcieli to czytać. Myślę, że każdy chcę wiedzieć, z kim Clary rozmawia, bo to takie jasne nie jest! Obiecuję, że dowiecie się SOON i to nie będzie takie soon w stylu Biebera xd

czwartek, 1 maja 2014

Come and save me cause I can't save myself anymore.

Aloha, narodzie! Dawno mnie tu nie było i przepraszam za to. Jest kilka osób, które tu jednak zaglądają i głupio mi, że je zaniedbałam. I to nawet nie było spowodowane lenistwem czy brakiem weny. Po prostu dopadła mnie jakaś niemoc. Nie potrafię tego do końca wytłumaczyć. Zabrałam się do kończenia tego rozdziału w piątek, ale wiadomość o śmierci Tito była dla mnie takim ciosem, że nie miałam siły by cokolwiek robić. Teraz mam wolne (znowu) i nareszcie to zakończyłam. Zdaje sobie sprawę, że nie jest to wybitny rozdział, a ja nie jestem dobra w pisaniu, ale staram się pisać coraz dłuższe rozdziały i na razie mi się udaje. Chociaż z tego mogę być dumna. 

Enjoy!


 Gdy obudził się nie w swoim pokoju, wcale nie był zdziwionym. Pamiętał jak i dlaczego się tutaj znalazł i nie potrzebował bardziej tego analizować. Gorsze rzeczy siedziały teraz w jego głowie. Karl miał wrażenie, że cały świat był przeciwko niemu, a wczorajszy dzień był jego gwoździem do trumny. Nie miał siły by żyć, nie widział sensu dalszej egzystencji. Chociaż nie do końca doszło do niego to, czego wczoraj się dowiedział, to zdawał sobie sprawę, że traci Melody. Znowu ją traci, ale tym razem nie ma szans by ją odzyskać. Nie chciał z nikim o tym rozmawiać, musiał najpierw sam się z tym pogodzić, dopuścić do siebie myśl, że niedługo wszystko straci dla niego sens.
Skoczek czuł się trochę winny. Wiedział, że Clary potrzebuje pomocy, a aktualnie to ona znowu pomagała jemu. Nie pytała o nic, po prostu pomogła. Zupełnie bezinteresownie. Gdzie byłby teraz gdyby nie ona? Umierałby pewnie z pragnienia w jakimś przydrożnym rowie. Był dziewczynie bardzo wdzięczny i nie wiedział jak mógłby jej podziękować. Chociaż znali się bardzo krótko, to chyba mógł już nazwać ją swoją przyjaciółką. Przecież tylko przyjaciele robią takie rzeczy, jakie ona robiła dla niego. A on? Nie zrobił jeszcze dla niej nic.
Chciał z nią porozmawiać, teraz, gdy się z tym wszystkim przespał, był już gotowy opowiedzieć jej o tym, co się wczoraj stało. Niestety okazało się, że Clary nie ma w pokoju.

Wellinger od wczorajszego poranka nie widział Karla i szczerze się o niego niepokoił. Chociaż Melody zapewniała go, że wszystko w porządku, to on wiedział, że nie jest z nim szczera. Dlatego z samego rana wyruszył na poszukiwanie kolegi z kadry. Przeczesywał hotel i jego okolice, ale nigdzie nie było śladu Geigera. Jego telefon również nie odpowiadał. Słońce już od samego rana było nie do zniesienia, dlatego poranek na świeżym powietrzu był dla niego bardzo męczący. Od razu po powrocie do hotelu udało się do baru, by napić się czegoś zimnego.
Opierał się o długi blat, za którym stał barman, kiedy podeszła do niego Clary.
-Nie zgubiliście kogoś?-zapytała z sarkazmem.
-Karl! Wiesz gdzie on jest?-odpowiedział pytaniem na pytanie, chociaż doskonale znał odpowiedź.
-Wiem. I niestety, nie pozdrawia was. Bardzo mi przykro.-powiedziała z udawanym smutkiem.
-To nie jest śmieszne. Nie widziałem go od wczorajszego śniadania. Był z tobą?
Clary przekrzywiła głowę i uniosła brwi.
-Można tak powiedzieć…
-Całą noc?
-To też jest właściwie prawdą.
Wellinger wyraźnie się uspokoił, bo wyglądało na to, że Karlowi nic nie było, a on nie oberwie od trenera za to, że go nie pilnował. Tak, Andreas był młodszy, ale wszyscy w kadrze wiedzieli, że to on mocniej stąpa po ziemi i często musi ściągać na nią starszego kolegę. Kiedy upewnił się, że Geiger żyje i ma się raczej dobrze, od razu wróciła mu ochota na dogryzanie Clary.
-Czy ja o czymś nie wiem?-zapytał z głupkowatym uśmieszkiem.
-Tak. Muszę ci coś wyznać.-powiedziała dziewczyna z wielką powagą w głosie.-Jesteś głupi!
Zaraz potem usłyszała głos, który całkowicie zepsuł jej nastrój.
-Clary! Clary! Tu jesteś.-jakaś szczupła blondynka podeszła do nich i z wielką radością uściskała Clary, która nie była z tego powodu tak szczęśliwa jak ona.
-A ty jesteś tym chłopakiem!-zwróciła się do Welingera.
-Chyba tak. Andreas Wellinger.-skoczek grzecznie się przedstawił.
-Tak, tak, wiem! Mąż opowiadał mi, że nasza mała Clary ma kolegę.-dziwnie się uśmiechnęła, a Clary tylko wywróciła oczami. Tak bardzo nienawidziła tej kobiety i jej sztucznej uprzejmości.-Ale nie wspomniał, że jest on aż tak przystojny. Naprawdę cieszę się, że mogłam sama się o tym przekonać.
-To ja się cieszę, że mogę panią poznać. Teraz już wiem, po kim odziedziczyła urodę.-powiedział najmilej jak potrafił Andreas i splótł swoją dłoń z dłonią Clary, która musiała się powstrzymywać przed ucieczką.- Wygląda pani jak jej siostra! Nigdy nie powiedziałbym, że jest pani jej mamą.
-To nie jest jej mama!-z za panią Solberg wychylił się jakiś mały chłopiec. Na oko miał może siedem lat, ale miał bardzo inteligentny wyraz twarzy. Był wysoki jak na takiego dzieciaka, miał blond włosy, które sięgały mu niemal do ramion i zielone oczy.-Ona nie ma mamy!-powiedział i spojrzał z zaciekawieniem na Wellingera.
-Vegard, nie gadaj głupot! Idź się pobawić.-kobieta była wyraźnie skrępowana i próbowała pozbyć się syna
-Ale przecież to nie są głupoty, mamo! Wiesz-zwrócił się do skoczka-bo jej mama nie żyje. A my się nią teraz opiekujemy.-uśmiechnął się-Co my z nią mamy…-westchnął głośno jak jakiś stary, doświadczony przez życie człowiek. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale matka zatkała mu usta dłonią.
-Clary, przepraszam…-chciała przeprosić ją za zachowanie syna, ale ta nie chciała tego słuchać. Wyrwała swoją dłoń z dłoni chłopaka i wybiegła z baru.
Skoczek, niewiele myśląc, rzucił się w pogoń za nią. Był pewien, że ją dogoni, jednak tak się nie stało. Przystanął na chwile i myślał, gdzie mogła uciec, czy było miejsce tu, w którym można, chociaż na chwilę oderwać się od tego świata. Już po chwili wiedział, gdzie jest Clary.

Nie mylił się. Znalazł ją tam, gdzie tak naprawdę pierwszy raz z nią rozmawiał. Opierała się o metalową barierkę, która dzieliła ją od przepaści i spoglądała w dół. Zaczął powoli iść w jej stronę. Musiała być naprawdę głęboko pogrążona w swoich myślach, bo nie zorientowała się, kiedy stanął tuż za nią i otoczył ją ramionami.
-Chyba nie zamierzałaś skakać?-powiedział łagodnym i opanowanym głosem, starając się brzmieć przyjaźnie.
Nie zareagowała.
-Przecież to byłoby strasznie głupie i nieodpowiedzialne. Jesteś młoda, masz całe życie przed sobą.-wziął głęboki oddech i prowadził dalej swój monolog, bo ona jakby w ogóle nie zauważała jego obecności.-A co z osobami, którym na tobie zależy? Co z nimi?
Clary nagle oprzytomniała. Odwróciła się do niego i już kolejny raz stała z nim twarzą w twarz. Jednak tym razem nikomu nie było do śmiechu.
-To akurat nie jest żaden problem. Nikomu na mnie nie zależy, nikt nie będzie tęsknił.
-Ale przecież…
-Ale przecież, co ty o tym możesz wiedzieć? Wszyscy cię kochają! Tłumy fanek, rodzina, która stoi za tobą murem, zbyt idealna dziewczyna, przyjaciele… Nigdy tego nie zrozumiesz. Nawet nie próbuj!-chyba zebrało jej się na płacz, bo nie była w stanie dalej mówić.
A jemu puściły nerwy.
-A nie zastanawiałaś się nigdy, że może to wszystko przez ciebie? Nie widzisz tego, jaka jesteś? Dziewczyno, ty jedziesz po człowieku na dzień dobry, nie chcesz go poznać, nie dajesz poznać siebie! Odpychasz od siebie każdego, kto chce do ciebie dotrzeć! Przecież to chore! Myślisz, że tego nie widzę, że wierzę w taką ciebie? Bardzo starasz się mi pokazać, jaka to ty jesteś silna i niezależna, że możesz robić co chcesz, możesz mieć czegokolwiek zapragniesz. Ale to nie jesteś ty, a to, co masz nie jest twoje. Nienawidzisz własnego ojca, ale jego pieniądze ci nie przeszkadzają! Oszukujesz nie tylko innych, ale co gorsza samą siebie. Wcale nie jest ci obojętne to, że nikogo nie obchodzisz! Przeciwnie! Ty desperacko tego pragniesz! Ale jak komuś może na tobie zależeć, skoro nikt cię tak naprawdę nie zna? Dlatego nie oskarżaj mnie o całe zło tego świata, bo nie masz do tego prawa. Ja nic ci nie zrobiłem! I wiesz, nie jest mi ciebie żal. Nie zasługujesz na to…-Andreas był wściekły i smutny zarazem. Kłamał. Było mu jej żal.
Clary natomiast przeszła od stanu, w którym była blisko płaczu do totalnej wściekłości. Ze złością i niedowierzaniem patrzyła na Wellingera.
-Wiesz, masz rację. To moja wina. Jestem słaba. Przecież to, że jedyna osoba, która naprawdę mnie kochała i która zawsze się o mnie martwiła, nie żyje! Moja wina, że pewien kretyn, któremu zaufałam, zniszczył moją wiarę w ludzi! Przecież sama się o to prosiłam! Tak samo teraz proszę, a właściwie rozkazuje ci. Zbieraj swoje rzeczy, bierz swoją idealną dziewczynę i wracaj do swojego cudownego życia. Nie chce cię nigdy więcej widzieć. Znikaj, Wellinger.-powiedziała z furią w głosie i po raz kolejny zostawiła go samego. To był ostatni raz.

Biegła korytarzem, chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju i rozładować całą złość. Była tak pochłonięta wyzywaniem Andreasa w swojej głowie, że nie zauważyła, iż ktoś idzie z naprzeciwka. Dlatego, gdy wpadła na tego kogoś, wybuchła. To wszystko, co miała w głowie, wszystkie te wyzwiska spłynęły na… Karla. Chłopak był bardzo zdziwiony, nie wiedział, co się dzieje. Zachowała jednak całkowity spokój. Nie przejął się tym, że okłada go pięściami. Jednak, gdy ten „atak” nie ustawał, postanowił, że musi działać. Bez słowa przyciągnął wściekłą dziewczynę do siebie i objął jak najmocniej potrafił, nie pozwalając jej się wyrwać. Zadziałało. Clary zrezygnowała z walki i bezsilnie wsparła się na skoczku. Stali tak chwilę, w zupełnej ciszy, którą zakłócały jedynie ich ciche oddechy. W końcu Karl postanowił przerwać milczenie.
-Już? Mogę cię puścić, bez obawy, że mnie zabijesz?-Spytał żartobliwie, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. Rozluźnił swój uścisk, pozwalają Clary na wyswobodzenie się. Ale ona tego nie zrobiła.
-Karl?-Powiedziała bardzo cicho i jakby pozbawiona siły do czegokolwiek.
-Tak?
-Czy ty mnie lubisz?-Podniosła głowę, a na jej twarzy malowały się niepewność i zrezygnowanie.
Skoczek się roześmiał.
-Tak! Dlaczego o to pytasz?
-I nie jestem odpychająca?
-Ani trochę!
-A gdybym chciała zrobić sobie coś bardzo złego?
-Nic przyszłoby ci to nawet do głowy.-Powiedział dziwnie pewny siebie.
-Niby dlaczego?-Zdziwiła się.
-Dlatego!
Karl długo się nie zastanawiał. Zrobił to, co chciał w tamtej chwili zrobić. To, co było trzeba zrobić. Teraz była jego kolej, on musiał w końcu pomóc jej. Bał się tego, co powiedziała Clary i chciał sprawić, że w jej głowie nie będzie miejsca na takie myśli.
Pocałował ją.


I to jego głowa stała się w tym momencie wolna od wszystkich zmartwień.